wtorek, 27 maja 2014

Europa dziwaczeje

Z niejakim opóźnieniem piszę o „gwieździe” Eurowizji, której zwycięstwo wywołało sporą konsternację. No bo jak to tak, baba z brodą, albo jak kto woli, chłop przebrany za babę wygrywa w takim show, to coś się dzieje z tą Europą.

A mnie tam wcale to nie dziwi, ponieważ już od dawna Europa to jeden wielki cyrk, a baba z brodą była od wieków jedną z większych atrakcji cyrków. Nie rozumiem więc tych głosów zdumienia.

Choć tak naprawdę trochę mi smutno, że nasza cywilizacja zaczyna na naszych oczach osiągać poziom bruku, bo jeśli dla ludzi sztuki takie ekscesy nie mają znaczenia, to w jakim kierunku kultura europejska zmierza? To pytanie jest jak najbardziej na czasie, biorąc pod uwagę czas wyborów do Europarlamentu. Miejmy nadzieję, że nowi deputowani wprowadzą do polityki europejskiej nieco więcej normalności.

A teraz o innej sprawie. W dzień wyborów media podały informację, że zmarł generał Jaruzelski. Ponieważ w Polsce jest obyczaj, że o zmarłych się źle nie mówi, a ja szanuję nasze obyczaje, pozwolą Państwo, że tę wiadomość pominę milczeniem.

Tomasz Połeć


więcej...

Wyrzucili Miśka z Brukseli?!

Nie może być! Misiu, Misiu wymyśl coś. Ty jesteś taki mądry.


więcej...

poniedziałek, 26 maja 2014

Skąd się wzięło tak dużo głosów nieważnych?

To,  co  od razu rzuca się w oczy po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów do PE, to szalenie duża liczba głosów nieważnych. Te 228 tysięcy stanowi bowiem aż 3,12 proc. ogólnej liczby oddanych głosów. W porównaniu z wyborami do PE z 2009 jest to o blisko 100 tysięcy nieważnych głosów  więcej! Pięć lat temu Polacy oddali  133. 533 nieważne głosy, co stanowiło 1,77 proc.wszystkich głosów.  I to przy wyższej frekwencji, która wynosiła wtedy 24, 53 proc. (obecnie 23,83). Wielce to zastanawiające.

Czy jest to wynikiem dezaprobaty Polaków dla obecnej sceny politycznej, czy też rezultatem naszej nagłej wyborczej ignorancji?  A  może jest jeszcze inny powód? Któż to może teraz rozstrzygnąć…?

Ociąganie się, nie po raz pierwszy zresztą,  Państwowej Komisji Wyborczej  z ogłaszaniem wyników wyborów na poszczególnych etapach liczenia głosów z pewnością nie budowało do  niej zaufania. Napiszę wprost: ja w te "ostateczne wyniki" podane przez PKW – ze szczególnym uwzględnieniem rywalizacji PO i PiS - nie wierzę.

Ilustracja: KAP
więcej...

Prof. Ryszard Legutko o suwerenności Polski i Polaków

We wstępie do swojej książki profesor Ryszard Legutko napisał: 

„Tomik niniejszy zawiera teksty publikowane i wygłaszane w różnych miejscach przez ostatnich kilka lat. Zachęcony do ich publikacji, z przyjemnością wyraziłem zgodę, ponieważ myślę,  że podnoszą one sprawy ciągle aktualne i naglące. Z nich jedna jest najważniejsza i ona przewija się we wszystkich tekstach. Ona też – jak twierdzę – ujawnia główny problem, przed którym stoi Polska. Jest to problem suwerenności – suwerenności narodu, państwa, umysłu. Brak suwerenności tkwi u źródła naszych większości naszych kłopotów, jej odzyskanie, jej odzyskanie zaś stanowi warunek pomyślnej przyszłości Polski. (…)”

 Profesor Ryszard Legutko, filozof, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego i czynny polityk proponuje współczesnym Polakom głęboką refleksję na temat suwerenności. Nawiązując do bolesnej historii naszego kraju autor  podkreśla jak trudno jest, w epoce określanej jako czasy wolności, zachować niezależność w myśleniu i działaniu. Stara się również odpowiedzieć na pytanie, dlaczego polska suwerenność jest ciągle zagrożona.
Obecnie rządzącym wystawia jednoznaczną ocenę:
 „(...) Rządy Platformy, to najgorsze rządy w historii III RP. Ale to też ilustracja wielkiej mistyfikacji. Od czasu PZPR nie mieliśmy przy władzy takiej partii, w której byłby tak wielki rozziew między słowami i czynami. Kiedy pada słowo „europejski”, to najczęściej oznacza ono „białoruski”., kiedy pada słowo „wolność”, to wiemy, że będzie przyciśnięcie śruby, kiedy dużo się mówi o demokracji, to znaczy, że czeka nas jakieś kolejne autorytarne posunięcie, a kiedy pada słowo „prawda”, to najprawdopodobniej trzeba się liczyć z kolejnymi kłamstwami. Wiara tak wielu polskich obywateli w bezalternatywność rządów Platformy Obywatelskiej okazała się więc nie tylko niemądra i nierozsądna, lecz niezwykle kosztowna. Dali oni bowiem swoje milczące przyzwolenie na niszczenie ważnych reguł życia publicznego.” – pisze prof. Ryszard Legutko w  jednym ze swoich tekstów.


Na podstawie książki oraz opisu Wydawnictwa M
więcej...

wtorek, 20 maja 2014

Bojownicy - dekownicy

Kampania wyborcza nabiera ostrego tępa i ostrości nabierają także niektóre wypowiedzi kandydatów. Ostatnio słyszałem z ust polityków tzw. nowej lewicy ostre słowa o tym, że Polskę należy uwolnić od Watykanu, ponieważ powinniśmy być państwem świeckim. Jakbyśmy nie byli. Wtórują temu aktywistki-feministki, zabiegające o wszystko, tylko nie o prawa kobiet.

To „bohaterstwo” wypowiedzi musi wzbudzać rozbawienie. Jak twierdzą lewacy, Polska stała się krajem zdominowanym przez religię i właściwie rządzą księża, a nie politycy. Nie wiem skąd takie opinie, osobiście niczego podobnego nie zauważam.

Polecałbym natomiast tym „bohaterom walki o wszelkie wolności”, aby przenieśli swój oręż do krajów muzułmańskich, np. do Sudanu, gdzie muzułmański sędzia skazał 27-letnią ciężarną chrześcijankę, na śmierć przez powieszenie za „porzucenie islamu”. Mimo iż kobieta nigdy nie była muzułmanką.

Może „obrońcy spod znaku róbta co chceta” okazaliby bohaterstwo tam, gdzie prawa kobiet i wszelkie inne są faktycznie łamane, nie zaś w kraju, w którym bezkarnie obrażają uczucia innych ludzi, pod hasłem obrony... wolności ich uczuć!  Typowe „bohaterstwo” tchórzy.

Tomasz Połeć

fot. Sudanka Mariam Yahya Ibrahim, screenshot/You Tube



więcej...

niedziela, 18 maja 2014

Wniebowzięci

Swego czasu Jan Himilsbach miał propozycję zagrania w zachodnim filmie. Warunkiem angażu było jednak, że  aktor musiał opanować język angielski. Realizacja filmu była na tyle odległa, że nauczenie się języka - przynajmniej w podstawowym zakresie - było zupełnie realne. Po długim namyśle pan Jan jednak odmówił. Gdy znajomi zapytali go o powody tej niecodziennej decyzji (no bo, kto by w czasach PRL nie chciał zagrać na Zachodzie i zarobić prawdziwe pieniądze?). Aktor wypalił prosto z mostu: - Pomyślcie sami, ja się nauczę angielskiego, a oni jeszcze gotowi odwołać produkcję filmu. I co wtedy? Zostanę, jak głupi z tym angielskim...

Przypomniała mi się ta anegdota przy okazji publicznych wystąpień niektórych kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Ich powściągliwość, w przyswajaniu wiedzy na temat działania Unii Europejskiej, jest powalająca. Zerowy zasób wiadomości na ten temat zaobserwować można  nie tylko u tzw. celebrytów. Kompromitują się także osoby pragnące uchodzić za polityków. A uczyć się jednak  nie chcą. Bo, co będzie, jak nie dostaną się do Brukseli? Zastaną jak głupi z tą wiedzą o UE. A oni po prostu chcieliby sobie za friko polatać do Brukseli pod odbiór sowitych diet.

Mimo wszystko łatwej mi zrozumieć, że ktoś nie wie, co to jest   porozumienie z Kioto, niż fakt, że kandydatka do PE nie wie, kim jest ojciec jej dziecka.

Janusz Szostak

Felieton pochodzi z najnowszego wydania magazynu REPORTER

fot. screenshot

więcej...

Nie wiedziała z kim spała

Czy jest możliwe, żeby młoda kobieta nie wiedziała, kim jest ojciec jej dziecka? Owszem, takie rzeczy się zdarzają. Czy jednak ktoś uwierzy w bajeczkę, że pani psycholog - do tego kandydatka do Parlamentu Europejskiego - nie miała pojęcia, że jej kochanek to jeden z najgroźniejszych gangsterów w Olsztynie?

Predator, to ksywka Grzegorza M., skazanego w 2004 roku na 12 lat więzienia pod zarzutem kierowania grupą przestępczą o charakterze zbrojnym i podżegania do zabójstwa członka konkurencyjnego gangu. Predator był uznawany za prawą rękę Orzełka, szefa jednej z kilku grup przestępczych, jakie na przełomie wieków działały na Warmii i Mazurach. Oficjalnie Orzełek wspólnie z bratem bliźniakiem prowadził w Olsztynie agencję towarzyską, ale równocześnie walczył o wpływy na rynku narkotykowym.

Wojna gangów

Przejawem tej walki na śmierć i życie było zastrzelenie w 1999 roku jego brata bliźniaka, którego zabójca pomylił z Orzełkiem („Milczenie ruskiego killera”, Reporter nr 7/8).
Żeby stawić czoła konkurencji, Orzełek wraz z Predatorem weszli w układ z Trollem - przywódcą innej grupy, zajmującej się również porywaniem przedsiębiorców i członków ich rodzin (nadzór nad nią, jak wyznał słynny świadek koronny ps. Masa, sprawował „stary Pruszków”). Zadaniem Predatora było kontaktowanie się z dilerami narkotykowymi i nakłanianie ich do współpracy z grupą Trolla. Gdy się na to nie godzili, byli bici.
W tym czasie pół Olsztyna trzęsło się ze strachu, zwłaszcza, że wojna gangów przyniosła ofiary śmiertelne. Wreszcie zjednoczone siły biznesmenów i organów ścigania doprowadziły do ujęcia i skazania sprawców zabójstw, napadów i handlu narkotykami.
Predatorowi udało się uciec za granicę, ale poszukiwany międzynarodowym listem gończym został zatrzymany w Czechach. Cała seria procesów zakończyła się wyrokami od 10 do 25 lat pozbawienia wolności. Sąd uznał Grzegorza M. winnym udziału w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnej, zajmującej się rozprowadzaniem narkotyków. Nie udało się udowodnić, że współkierował gangiem, choć – jak stwierdziła w uzasadnieniu sędzia – byli świadkowie, którzy domniemywali, że był prawą ręką Orzełka.

Słynne ksywki

Udało się natomiast udowodnić podżeganie do zabójstwa członka konkurencyjnej grupy. Na przełomie 2000 i 2001 roku Troll, Orzełek i Predator zaplanowali zabójstwo Truskawy, szefa rywalizującego z nimi gangu narkotykowego.
Predator skontaktował się z potencjalnym zabójcą, ps. Chemik, któremu dostarczył broń i amunicję. Wykonawca wyroku był jednak dilerem narkotykowym i nie zdobył się na zastrzelenie Truskawy. Zgłosił się do Centralnego Biura Śledczego i powiadomił o zleceniu – w zamian za status świadka koronnego. W sumie Predator dostał 12 lat więzienia, zaś Orzełek o rok więcej.
Sprawa była głośna medialnie i ksywki gangsterów fruwały po mieście, jak jaskółki przed deszczem. Po kilku latach pseudonimy Orzełka i Predatora znów wróciły na łamy gazet za sprawą Warmińsko-Mazurskiego Stowarzyszenia na Rzecz Bezpieczeństwa. Jego prezes Tobiasz Niemiro zaalarmował opinię publiczną, że pierwsi gangsterzy w sprawie porwań wychodzą na wolność. Co prawda – wbrew niektórym enuncjacjom prasowym – obaj nie mieli zarzutów o uprowadzenia, ale byli mocno związani z grupami uprawiającymi ten proceder. Orzełek wyszedł w grudniu 2011 roku, a Predator w lutym 2012 roku.
Olsztyńscy biznesmeni byli zdruzgotani wiadomością, że groźni przestępcy wychodzą z więzienia, a policja nic o tym nie wie!
- Nie ma takiej możliwości, żeby policja inwigilowała wszystkie osoby opuszczające zakłady karne. Nadzór nad nimi sprawują sąd i sądowi kuratorzy – odpowiadał na wspólnej konferencji prasowej komendant wojewódzki policji nadinsp. Józef Gdański. Dodał jednak, że każdy niepokojący sygnał policja potraktuje poważnie. Publicznie zadeklarował też, że w razie konkretnego niebezpieczeństwa, możliwe będzie wdrożenie programu policyjnej ochrony zagrożonych osób.

Pokazowa akcja CBŚ

I oto - dokładnie dwa lata po deklaracji komendanta - 8 kwietnia 2014 roku funkcjonariusze CBŚ, po spektakularnej akcji zatrzymali na ulicach Olsztyna przestępcę, którym okazał się Grzegorz M., ps. Predator. Prokuratura Okręgowa wydała oświadczenie, że już od grudnia 2013 roku prowadzi śledztwo w sprawie prania brudnych pieniędzy i oszustw podatkowych. W sumie zatrzymano siedem osób podejrzanych o działanie w zorganizowanej grupie przestępczej. Fałszowały one dokumentację związaną z obrotem paliwami płynnymi. W ciągu roku sprowadziły z krajów Unii Europejskiej 1100 cystern z paliwem, które odsprzedano innym odbiorcom po cenach znacznie niższych od rynkowych. Bez odprowadzania podatku, czym narażono Skarb Państwa na ponad 30 mln zł. I te - pochodzące z nielegalnego źródła - pieniądze wprowadzano potem do obrotu finansowego. Podejrzanym o kierowanie grupą jest Grzegorz M., dobrze znany policjantom i prokuratorom jako Predator.
I tu pojawił się wątek – śledczy zabezpieczyli telefon należący do Mai Antosik, kandydatki Twojego Ruchu Europa Plus w wyborach do Parlamentu Europejskiego z okręgu warmińsko-mazursko-podlaskiego. Taką wiadomość potwierdziła rzecznik policji, która jednak „dla dobra postępowania” więcej nie mogła ujawnić. Okazało się, że CBŚ zatrzymało też auto, którym jeździła kandydatka i które należało do Predatora. Prokuratura przyznała, że właśnie w tym aucie znajdował się telefon komórkowy, zabezpieczony dla sprawdzenia wykonanych z niego połączeń.
Na te doniesienia zareagowała Maja Antosik wydając oświadczenie, że z zatrzymanym łączy ją relacja czysto prywatna – po prostu jest ojcem jej dziecka. „Nigdy nie ograniczałam mu kontaktu z dzieckiem, w związku z tym w naturalny sposób utrzymywaliśmy ze sobą kontakt” – napisała dodając, że zatrzymany samochód należy do łotewskiej firmy, w której Grzegorz M. jest zatrudniony. Samochód został zatrzymany „w celu potwierdzenia właściciela”. Ale ona w żaden sposób nie jest związana z toczącą się przeciw niemu sprawą. „Grzegorz M. w mojej obecności nigdy nie zachowywał się w sposób, który stawiałby go w złym świetle lub sugerował, że jest zamieszany w jakąkolwiek nielegalną działalność, dlatego też chciałabym wierzyć, że zaszło jakieś nieporozumienie. Z uwagi jednak na fakt, że śledztwo ciągle jest w toku, nie chciałabym tej sprawy więcej komentować” – napisała w oświadczeniu.

Kandydatka milczy

W uwagi na to, że było to oświadczenie mało przekonujące, a Maja Antosik z chwilą startu w wyborach powszechnych stała się osobą publiczną, 25 kwietnia wysłaliśmy dodatkowe pytania na adres podany na jej stronie internetowej. Jedno z nich brzmiało: „Kiedy i w jakich okolicznościach poznała Pani Grzegorza M. (tu pełne nazwisko)? Czy to była znajomość związana z Pani zawodem psychologa?” Jedna z lokalnych gazet zacytowała bowiem informatora, który powiedział: „Pani Maja wiedziała doskonale, czym zajmuje się Predator i za co wcześniej siedział. Poznała go w kryminale, gdzie prowadziła zajęcia resocjalizacyjne”.


Na swojej stronie wyborczej partnerka Predatora opublikowała biogram, w którym podała, że ukończyła studia na kierunku pedagogika terapeutyczna i pedagogika resocjalizacyjna. Obecnie jest doktorantką Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego na wydziale nauk społecznych, od niedawna także prezeską stowarzyszenia działającego na rzecz dzieci i kobiet. Prywatnie szczęśliwa mama półtorarocznego Wiktorka.
Do chwili oddania tego wydania do druku, nie otrzymaliśmy odpowiedzi ze sztabu wyborczego Mai Antosik.


Marek Książek

Fot 1. Zatrzymanie Predatora/ fot Policja   
Fot 2. Zdjęcie ze  strony internetowej Mai Antosik
 

Tekst pochodzi z najnowszego wydania magazynu REPORTER - już w sprzedaży


więcej...

sobota, 17 maja 2014

Pijany niepowstrzymany

Policja chce odebrać koncesję na sprzedaż alkoholu sklepowi, w którym pijany kierowca kupił wódkę. Potem wsiadł za kierownicę i śmiertelnie potrącił 12-letnią Karolinę i 13-letnią Dianę. Nikt w sklepie go nie powstrzymał. Choć teoretycznie powinien zrobić to każdy świadek. W praktyce jednak, niemal każdy - widzący pijaka gramolącego się za kierownicę - odwraca wzrok.
Ustawa o wychowaniu trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmu mówi ponadto, że zezwolenie cofa się w przypadku sprzedaży i podawania napojów alkoholowym osobom nietrzeźwym, nieletnim, na kredyt lub pod zastaw.  Tyle przepisy.
Tylko, czy personel sklepu  jest w stanie, i czy ma ku temu uprawnienia, aby sprawdzać poziom upojenia alkoholowego swoich klientów? I w jaki sposób ekspedientka ma sprawdzić, czy ktoś przyjechał samochodem, czy autobusem lub metrem? Czy powinna wychodzić ze sklepu za każdym klientem zaopatrzonym w gorzałę i śledzić jego ruchy? I co dalej, jak miałaby np. drobna sprzedawczyni powstrzymać rosłego opoja od kierowania samochodem? Czy jest na to jakaś obowiązująca i skuteczna instrukcja? Ktoś powie, niech dzwoni po policję! Jasne, i przyjadą w najlepszym razie za dwa dni.
Gdyby cofnąć koncesję tym sklepom, które przynajmniej raz sprzedały alkohol osobie nietrzeźwej, to w Polsce nie byłoby gdzie legalnie kupić wódki. Jeśliby pijanym nie sprzedawano  w Polsce alkoholu, to klienci osławionych klubów go-go Cocomo nie wypijaliby na twarz po 60 szampanów w cenie 15 tysięcy złotych za butelkę.
Gdyby pijanym nie sprzedawano alkoholu, to na pewno uniknęlibyśmy tysięcy tragedii. Jednak, aby tak się stało, to musiałaby być wprowadzona i bezwzględnie egzekwowana prohibicja. A na to się nie zanosi. Na szczęście. To jednak nie zwalnia osób odpowiedzialnych w państwie za bezpieczeństwo od walki z pijaństwem wśród kierowców. Tyle, że nikt nie wie (albo nikomu się nie chce), jak to robić skutecznie.
Szuka się zatem kozłów ofiarnych, na których ramionach ma spocząć odpowiedzialność za bezkarność pijanych samochodowych bandytów.
Jeśli nie można ich - raz na zawsze i skutecznie - wyeliminować ze społeczeństwa, to niech przynajmniej nigdy z kryminału nie wychodzą.
Politycy i prawnicy, stwórzcie takie prawo, aby pijany kierowca nigdy więcej nie usiadł za kierownicą.
Nie da rady? Wam też to się zdarza?
Janusz Szostak

PS.
Felieton ukazał się w najnowszym numerze magazynu REPORTER

ilustracja: Internet

więcej...

czwartek, 15 maja 2014

Auto jako narzędzie zbrodni

Nigdy nie darzyłem sympatią Pettera Northuga, norweskiego mistrza biegów narciarskich. Cechuje go bowiem bufonada i brak szacunku do swoich rywali, głównie Szwedów,  z których często szydzi. Norweg wymyślił też obraźliwy przydomek dla naszej Justyny Kowalczyk,  którą nazwał kiedyś „Diesel Doris”, co w rozumieniu  jego rodaków ma oznaczać „ociężałą szkapę”.

Teraz jest kolejny  powód, by  Northuga  nie lubić jeszcze bardziej.  Narciarz popił sobie w jednym z klubów w Trondheim, po czym wsiadł do swojego audi A7 i rozbił je na śliskiej drodze. Pasażer, którego wiózł został ranny. Wypadek pijanego Northuga, to w Norwegii bardzo poważne wydarzenie, bowiem wybitni sportowcy traktowani są w tym kraju jak półbogowie. Stawiani są za wzór do naśladowania dla dzieci i młodzieży. Narciarzowi, który publicznie wyraził skruchę grozi dwa lata więzienia i wysoka grzywna.

W Polsce wypadki, których sprawcami są pijacy za kółkiem to codzienność. W pierwszy majowy weekend dostałem wiadomość od rodziny, że kuzyn - młody chłopak cudem uniknął śmierci po tym, jak w Świnoujściu  na jego motocykl najechało auto kierowane przez osobnika „na gazie”. Motocykl wpadł do kawiarnianego ogródka i roztrzaskał się na kawałki. Gościom nic się nie stało, ale motocyklista został ranny i wylądował w szpitalu. Sprawca wypadku  nie miał prawa jazdy. Badanie wykazało 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Okazuje się, że grozi mu taka sama kara jak Northugowi, czyli dwa lata za kratkami.  Dostał też tysiączłotowy mandat. Kilka dni  wcześniej pod Łukowem inny drogowy bandyta,  również bez prawa jazdy, zabił dwie kilkunastoletnie dziewczynki po czym uciekł. Szukała go setka policjantów…

Uważam,  że osoba kierująca samochodem po kielichu powinna  być przez sądy traktowana tak samo jak bandzior,  który wychodzi z nożem na ulicę z zamiarem zabicia drugiego człowieka. Samochód używany przez pijanego kierowcę  jest bowiem – podobnie jak nóż w rękach bandyty -  potencjalnym narzędziem zbrodni. 

Samo odbieranie prawa jazdy pijakom nie zapobiega tragediom. Bez prawka mogą oni nadal jeździć, wielu  zresztą ryzykuje,  bo traktowane jest to jako wykroczenie i karane zwykłym mandatem. A spróbujmy sobie wyobrazić, że sprawcy strzelaniny odbiera się jedynie pozwolenie na broń, jeśli takowe posiada, a pozostawia się mu pistolet, czy też karabin, którego użył…

Dlatego  pijakom  na drogach należy odbierać zarówno prawa jazdy jak i samochody, a  dane i zdjęcia takich delikwentów powinno się publikować w lokalnej prasie i  wywieszać na tablicach ogłoszeń miejscowych urzędów.  Petter Northug  za swój czyn przeprosił publicznie cały norweski naród. Drogowi bandyci w Polsce  pozostają na ogół anonimowi.

PS.
Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu magazynu REPORTER








więcej...

Historia kobiety, którą uzdrowił Jan Paweł II

W dniu beatyfikacji Jana Pawła II doszło do niewytłu­maczalnego z punktu widzenia lekarzy uzdrowienia Floribeth Mora Diaz, której nie dawano szans na przeżycie. Fakt ten nazwano cudem, ponieważ nikt nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak to możliwe, by osoba, którą zaatakował tętniak wrzecionowaty, zaczęła nagle się czuć i zachowywać tak, jakby nigdy nie była chora, a wszelkie zmiany, jakie poczyniła choroba zupełnie zniknęła.

Uzdrowiona przez papieża Polaka Kostarykanka ma obecnie 51 lat, mieszka na przedmieściach San José, cieszy się życiem, rodziną i wnukami, wspominając ciągle wydarzenie, które przyniosło jej szczęście i niekwestionowany rozgłos.

Autor książki  połączył rozmowy o cudzie i wie­rze z wydarzeniami, które miały miejsce w tym odległym kraju. To reportaż z wyjazdu do Kostaryki, ilustrowany zdjęciami i wy­wiadami.

Opis i okładka: Wydawnictwo M
więcej...

Wolność słowa i wyboru?

Naprawdę czasem zastanawiam się, czy żyjemy w wolnym kraju. I coraz bardziej dochodzę do wniosku, że nie. W Braniewie policja weszła do mieszkania jednego z mieszkańców po tym, jak w internecie opublikował apel do kolegów harleyowców, aby nie popierali przyjazdu motocyklistów z obwodu kaliningradzkiego. Rosjanie zamierzali złożyć kwiaty pod pomnikiem sowieckiego generała, który wsławił się prześladowaniem polskiej ludności.

Braniewianin krytykował też Rosję za atak na Krym i utrudnianie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Czy to był wystarczający powód, aby polska policja ścigała własnego obywatela? Czy w naszym kraju istnieje jeszcze wolność słowa?

Tak się zastanawiam, kiedy do mnie zapuka policja, ponieważ też czasem niezbyt pochlebnie wyrażam się o Rosji i prezydencie Putinie. Szczęśliwie nie mieszkam blisko granicy z Rosją, może więc jakoś nie zauważą.

A z innej beczki - wybory do europarlamentu tuż tuż, myślę, że każdy już wie, na kogo odda głos. Choć większego znaczenia to nie ma gdyż, jak mawiał towarzysz Stalin, nie ważne jak ludzie głosują, ważne kto liczy głosy.
A serwery Państwowej Komisji Wyborczej są w Moskwie!
Tomasz Połeć




więcej...

Rzecznik Praw Obywatelskich próbuje ograniczać prawo rodziców do wychowania dzieci - zaprotestuj!

W ostatnich dniach ujawnione zostało wystąpienie Rzecznika Praw Obywatelskich profesor Ireny Lipowicz do Ministra Edukacji Narodowej w sprawie tzw. programu "Równościowe przedszkole", o którym pisaliśmy kilka miesięcy temu.
 
Pani Rzecznik próbuje wyznaczyć na nowo granice konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami.
 
Powołując się m.in. na wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, uzasadnia pogląd, że wiedza przekazywana w szkole może być niezgodna z przekonaniami rodziców, bo ustalanie programu nauczania należy do kompetencji państwa a Konstytucja nakłada na rodziców obowiązek szkolny do 18 roku życia dziecka. Wywodzi też, że rodzice mają wprawdzie prawo do wychowywania swoich dzieci, ale po zajęciach szkolnych i w weekendy.
Patrząc na entuzjastyczną reakcję na to wystąpienie Związku Nauczycielstwa Polskiego, trudno nie uznać stanowiska Pani Rzecznik za próbę wysłania swoistego sygnału do kadry nauczycielskiej oraz urzędników systemu oświaty. Sygnału, który sprowadza się do przekazu, że dzieci w szkole są "własnością" pedagogów i można bez skrupułów ignorować jakikolwiek sprzeciw rodziców, co do treści edukacyjnych i wychowawczych. Tutaj pełna treść wystąpienia Rzecznika.
Warto wyciągnąć z tego, naszym zdaniem, jeszcze dwa wnioski. Po pierwsze taki, że po stronie ideologicznych sporów o prymat dogmatu równości nad wszelkimi innymi prawami obywatelskimi angażuje się kolejny urzędnik państwa.
Po drugie, że do uzasadniania ograniczania naszych praw stosuje się dziś co raz częściej regulacje i orzecznictwo europejskie.
W związku z tym zachęcam do podpisania listu protestacyjnego do Rzecznika Praw Obywatelskich przeciwko próbie ograniczania praw rodziców do wychowywania dzieci.

Paweł Woliński, Fundacja Mamy i Taty

Treść listu:

Rzecznik Praw Obywatelskich

prof. Irena Lipowicz



Szanowna Pani,

w związku z treścią wystąpienia z dnia 24 kwietnia 2014 roku do Ministra Edukacji Narodowej w sprawie tzw. programu "Równościowe przedszkole", pragnę wyrazić moje szczere zaniepokojenie zajętym w nim stanowiskiem.

Odnoszę wrażenie, że jego istotą jest próba ograniczenia konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami. Próba, dokonana w przeświadczeniu, że każde prawo obywatelskie musi ustąpić dziś dogmatowi równości.

Nie budzi wątpliwości pogląd, że polska Konstytucja w art. 33 odnosi się do tzw. równości formalnej kobiet i mężczyzn, czyli równości wobec prawa. Jednak w wystąpieniu do MEN wyraźne jest założenie, że należy interpretować tę normę szerzej, obejmując nią także tzw. wymiar tożsamościowy, czyli że kobieta i mężczyzna są tacy sami.

Powstaje pytanie czy rozumiana w ten sposób równość płci jest odbiciem obiektywnego faktu, opartym na poszukiwaniach naukowych (nauk biologicznych, psychologicznych, socjologicznych czy historycznych), czy może hipotezą czysto ideologiczną, przyjętą wyłącznie na mocy politycznych decyzji różnych ciał międzynarodowych?

Pisze Pani, że ustalanie i planowanie programu nauczania szkolnego należy do kompetencji państwa. Czy wynika z tego również prawo do rozpowszechniania w szkołach informacji i treści nieobiektywnych, jak choćby zideologizowana w ten sposób koncepcja równości płci?

Pisze Pani, że prawa rodziców do nauczania dzieci zgodnie z przekonaniami rodziców to nie ogranicza, bo mogą edukować je po szkole i w weekendy.

Czy na tej samej zasadzie zgodzi się Pani na ograniczanie innych praw obywatelskich? Czy pracodawcy mogliby np. ograniczać równość kobiet i mężczyzn w miejscu pracy argumentując, że równouprawnienie może się przecież realizować popołudniami i w weekendy?

System podatkowy także nie ogranicza się do opodatkowywania dochodów rodziców uzyskanych popołudniami i w weekendy a podatek VAT działa całą dobę i przez siedem dni w tygodniu. Dlaczego zatem pragnie Pani, by system oświaty, finansowany z tychże wpływów podatkowych, tolerował konstytucyjne prawa rodziców tylko poza szkołą?

Powołuje się Pani na wyrok Trybunału Konstytucyjnego wskazując, że prawo rodziców do wychowania podlega ograniczeniu ze względu na treść art. 70 ust. 1 Konstytucji, czyli obowiązek nauki do 18 roku życia. W wypadku "Równościowego przedszkola" trudno i ten argument uznać za trafny, bo mowa tu zajęciach w przedszkolu, które nie są obecnie obowiązkowe.

Pisze Pani wielokrotnie w swoim wystąpieniu o publikacji "Równościowe przedszkole" jako o programie edukacyjnym i jako taki go analizuje i z zaangażowaniem broni. Tymczasem same jego autorki wyjaśniają, że formalnie i faktycznie nie jest to program, a jedynie poradnik dla nauczyciela.

Mam zatem nieodparte wrażenie, że treścią swojego wystąpienia chce Pani koniecznie stanąć po jednej ze stron ideologicznego sporu, wpisać się w logikę ideologicznych argumentów oraz realizować polityczne postulaty równościowych elit.

Niepokoi mnie to, tym bardziej, że używając mocy i powagi urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich, który zgodnie z Konstytucją powinien stać na straży wolności obywateli, angażuje się Pani w aktywną próbę ograniczania ich praw.


Z poważaniem
 
kliknij aby podpisać list do Rzecznika Praw Obywatelskich
więcej...

środa, 7 maja 2014

10 lat zmywaków

Czas mija nieubłaganie i termin wyborów do europarlamentu coraz bliższy. Partie prześcigają się w wykazywaniu swojej europejskości, aby zachęcić wyborców do głosowania na swoich kandydatów. 

Gdyby wierzyć spotom wyborczym i klipom promującym Unię Europejską, wyszło by na to, że jesteśmy krajem ludzi szczęśliwych, w którym wszyscy mają dobrą pracę i jasne perspektywy na przyszłość. Czy tak jest? 

 Obserwując reklamy w różnych mediach łatwo zauważyć, że najwięcej dotyczy instytucji oferujących szybkie pożyczki, a także kredytów w bankach. O czym to świadczy? A o tym, że najlepiej sprzedaje się towar zwany kredytem, czyli społeczeństwo nie ma pieniędzy na swoje podstawowe potrzeby. Nie dość, że dług publiczny osiąga astronomiczną wielkość, to na dokładkę każdy Polak notorycznie zaciąga prywatny dług! 

 10 lat w Unii z pewnością części elit przyniosło ogromne korzyści. Dla przeciętnego Polaka stworzyło też szansę na szukanie godziwej pracy w krajach europejskich. Czy tak jednak ma wyglądać Polska za następne 10 lat? Czy rozwój Polski ma się opierać na euro zarabianych na zmywakach w Londynie czy Amsterdamie?

 Tomasz Połeć
fot. screenshot, You Tube

 




 
więcej...
 
Copyright © 2014 Pejzaż Horyzontalny | Rzepka • All Rights Reserved.
Template Design by BTDesigner • Powered by Blogger