Właśnie ukazała się książka, która jest wywiadem - rzeką z Małgorzatą Wassermann, córką Zbigniewa Wassermanna, poległego pod Smoleńskiem polityka Prawa i Sprawiedliwości.
Spotkałem się z opinią, że do lektury tej książki należy podchodzić z dystansem ponieważ jej współautorem jest dziennikarz pracujący w stacji telewizyjnej, która obok „Gazety Wyborczej” ma największy udział w zakłamywaniu prawdy o tragedii smoleńskiej i utrwalaniu tez zawartych w raportach MAK i komisji Millera. To o TVN-ie to oczywista prawda, ale skoro temu dziennikarzowi zaufała mec. Wassermann...
Spotkałem się z opinią, że do lektury tej książki należy podchodzić z dystansem ponieważ jej współautorem jest dziennikarz pracujący w stacji telewizyjnej, która obok „Gazety Wyborczej” ma największy udział w zakłamywaniu prawdy o tragedii smoleńskiej i utrwalaniu tez zawartych w raportach MAK i komisji Millera. To o TVN-ie to oczywista prawda, ale skoro temu dziennikarzowi zaufała mec. Wassermann...
Nie znam kulis powstania tej publikacji, lecz w trakcie czytania nie odniosłem wrażenia, by Bogdan Rymanowski przeszkadzał Małgorzacie Wassermann w przekazywaniu tego, co chciałaby czytelnikom powiedzieć. Wywiad jest zapisem jej dotychczasowej walki o prawdę o tym, co wydarzyło pod Smoleńskiem, a także o przywrócenie godności zarówno jej ukochanemu tacie, jak i pozostałym ofiarom tragedii. Polecam.
Fragment o nocnej naradzie rosyjskich i polskich prokuratorów z 10 na 11 kwietnia 2010 roku:
Polscy prokuratorzy pojawili się w Smoleńsku już wieczorem 10 kwietnia. Stanęli na wysokości zadania?
Prokuratorzy dali się ograć jak małe dzieci. Nie wiem dlaczego, może ze strachu, może przez naiwność. W nocy z 10 na 11 kwietnia na miejscu katastrofy odbyła się narada polskich i rosyjskich prokuratorów. Powstała notatka, którą parafowali Krzysztof Parulski i Ireneusz Szeląg. Ustalono wersje zdarzenia, jakie będą brane pod uwagę w śledztwie. W notatce nie ma słowa o możliwości zamachu. Najwyraźniej prokuratorom zabrakło odwagi, by wstać od stołu i powiedzieć Rosjanom: „Uwzględniacie pogodę, błędy załogi, awarię, a gdzie jest ewentualny akt terrorystyczny?”. Już w pierwszych godzinach po katastrofie hipoteza zamachu została więc z góry wykluczona. Jest jeszcze jedna zadziwiająca rzecz w tej notatce. Otóż rosyjski pro¬kurator poniekąd wyznacza zadania prokuratorom z Polski! Informuje, kto jest za jaki zakres działań odpowiedzialny.
Andrzej Seremet broni prokuratorów. Jego zdaniem, nie ma mowy, by tamtej nocy zawarli porozumienie z Rosjanami. To było tylko robocze posiedzenie.
A jakie robocze spotkanie kończy się tak jednoznacznymi konkluzjami? Narada trwała do pierwszej w nocy, spisano oficjalny protokół. Rosyjski prokurator Bastrykin oświadczył, że możliwe są trzy przyczyny katastrofy: zły stan techniczny tupolewa, kiepskie warunki pogodowe oraz niewłaściwe działania załogi samolotu i pracowników naziemnych lotniska. Nie znalazło się choćby jedno zdanie o ewentualnym udziale osób trzecich.
Jedna z konkluzji protokołu brzmi: „zabezpieczyć przeszukanie terenu, przechowanie i przekazanie rosyjskiemu Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu MAK wszystkich posiadanych samopisów pokładowych, próbek paliwa i dokumentacji lotu”. To kolejna decyzja podjęta w obecności Polaków i przyjęta bez słowa sprzeciwu. Pod każdym z ośmiu postanowień wymieniono odpowiedzialnych za realizację. W trzech wypadkach był to polski prokurator. Na protokole widnieje pieczątka i podpis pułkownika Szeląga.
Andrzej Seremet broni prokuratorów, a oskarżanie ich o oddanie kontroli nad śledztwem nazywa zniesławieniem. Zdaniem prokuratora generalnego protokołu nie podpisał żaden z Polaków, a pułkownik Szeląg przystawił pieczątkę już w Warszawie, gdy załączał dokument do akt.
Cóż mógł powiedzieć po takiej kompromitacji? Każdy prawnik analizujący notatkę przyzna, że tamtej nocy powstał dokument określający podstawy współdziałania obu prokuratur. Profesor Piotr Kruszyński stwierdził, że nawet jeśli pieczątka została przystawiona później, to jest wskazanie, że nasi prokuratorzy są odpowiedzialni za realizację postanowień narady.
Kilka miesięcy później Rosjanie zażądali od nas unieważnienia zeznań kontrolerów ze Smoleńska, którzy sprowadzali tupolewa. Prokuratorzy chcieli na to przystać, ale później się z tego wycofali.
I całe szczęście, że poszli po rozum do głowy. Nie potrafię sobie wyobrazić, że prokurator powie nagle „unieważnijmy dokument, pod którym widnieje pieczątka”. To byłoby niezrozumiałe i bezprawne.
Chodzi o zeznania Pawła Pliusnina i Wiktora Ryżenki. W wielu punktach są one z sobą sprzeczne. Ale w jednym kontrolerzy są zgodni: to generał z Moskwy wydał im polecenie, by TU-154 lądował mimo gęstej mgły. Kontrolerzy chcieli wydać załodze zakaz lądowania.
Zacznijmy od tego, że o tym, jak Rosjanie prowadzili śledztwo od samego początku, świadczy fakt istnienia dwóch różnych protokołów przesłuchania jednego kontrolera przez dwie różne osoby. Co więcej, przesłuchania miały się odbywać i być spisywane w tym samym czasie! Jakby tego było mało, zeznania są w wielu punktach całkowicie różne. Paweł Pliusnin w jednym protokole zeznał, że załoga słabo znała język rosyjski, a w tym samym czasie do drugiego protokołu miał powiedzieć, że nie wie, jaki był poziom władania rosyjskim przez pilotów. Kontrolerzy w miarę zgodnie zeznają, że okłamywali załogę TU-154M co do danych dotyczących widoczności, aby – jak twierdzą – zniechęcić ich do lądowania.
Moglibyśmy się dowiedzieć, jak było naprawdę, gdybyśmy mieli dostęp do nagrań wideo ze smoleńskiej wieży.
Prokuratura prosi o to Rosję od 2010 roku. I nic. Do dzisiaj nie otrzymała nagrań.
W jaki sposób protokoły, które obciążają Rosjan, dostały się w nasze ręce?
Mogę tylko powiedzieć, że mieliśmy dużo szczęścia. Protokoły te zostały przywiezione bezpośrednio z Moskwy. Po ich przejęciu nastąpiła bardzo długa przerwa w dopływie kolejnych materiałów. Gdy Moskwa zorientowała się, że ten niewygodny dokument jest w polskich rękach, pozostałe poszły do weryfikacji.
(...)
Generał Roman Polko,
Szefologika (Gliwice 2014):
Amerykanie z pewnością wykorzystaliby element zaskoczenia i w ciągu pierwszych pięciu minut otoczyliby samolot. Na pewno nie pozwoliliby się zbliżyć do wraku nikomu spoza służb USA. Oficjalnie czy nie, działając wg procedur bądź wymuszając stan faktyczny. Ten teren stałby się poniekąd eksterytorialny. Sęk w tym, że na prezydenta USA czekałaby ogromna ekipa na miejscu – a ilu było BOR-owców? A ilu było w dniu przylotu premiera?
I jeszcze jeden fragment, o Ewie Kopacz:
Daria Wassermann (bratowa Małgorzaty Wassermann - przyp. mój):
Po wyjściu z kostnicy zaprowadzili nas do auli na parterze. Małgosia miała tam czekać, ale nie było jej bardzo długo. Podeszliśmy do ministra Arabskiego i poskarżyliśmy się, że nie wiemy, co się z nią dzieje. Minister sprawiał wrażenie niezorientowanego. Ewa Kopacz zapytała nas, czy mamy jakieś rzeczy osobiste do trumny. Mieliśmy różaniec teścia oraz rzeczy od rodziny Aleksandra Szczygły. Powiedziała, że wprawdzie procedury tego zabraniają, ale ona dopilnuje, by znalazły się w trumnach. W hallu poczęstowała mnie papierosem. Narzekała, że Rosjanie nie chcą ubierać zwłok. Kiedy jest problem, to mówi im, że „tak chciał premier Putin”, i wtedy stają na baczność. Podziękowaliśmy jej za dobre przyjęcie i szybką identyfikację. „My tutaj sobie rozmawiamy – powiedziała – a byłoby dobrze, żebyście umieścili dla mnie w Internecie ja¬kieś podziękowanie. Bo wrócimy do Polski i będą mieć do mnie o wszystko pretensje”. Byłam w szoku. Nie takich słów się spodziewałam.
* * *
Minister zdrowia Ewa Kopacz
na posiedzeniu sejmu 19 stycznia 2011 roku:
[…] nad tymi zwłokami, ostatnią rzeczą, o której się myślało, to był PR i polityka. Jeśli dzisiaj ktokolwiek zarzuca urządzanie PR-u z powodu tej tragedii, jest po prostu szubrawcem i nie boję się tego słowa.
zdj. Express Sochaczewski,
Okładka - Wydawnictwo M
3 komentarze:
Witaj R.,
Prokuratura boi sie prawdy o Smoleńsku. Ale ja mam wrażenie, że jest do niej bliżej niż dalej.
Pozdrawiam serdecznie
Witaj E.,
Od szesnastu lat jesteśmy w NATO, a polscy wojskowi i nie tylko mają jeszcze takie nawyki, że przed Ruskimi to trzeba bić czołem i na kolanach.
Pozdrawiam serdecznie
Slowa,slowa,slowa
Prześlij komentarz