środa, 26 listopada 2014

Prezes ubiera się w fundacji

Drobny, niewysoki, długowłosy, z wygolonymi po obu stronach głowy bokami, wciąż modnie ubrany, w oczy rzucają się słynne już oprawki Armaniego – tak prezentował się Jakub Ś. prezes Fundacji Kidprotect.pl, który wpadł spóźniony na kolejną odsłonę procesu w sprawie sprzeniewierzenia fundacyjnych pieniędzy i przygarnięcia majątku o wartości ponad 400 tysięcy złotych.

Jakub Ś. urodzony w 1973 roku, od ponad 10 lat prowadził Fundację zajmującą się zwalczaniem pornografii dziecięcej – Kidprotect.  Pomysł przyszedł z ulicy – kiedyś podszedł do niego sprzedawca z kasetą wideo z dziecięcą pornografią, z którym nawiązał kontakt w celu namierzenia go i przekazania policji. Tak też się stało, a to dość osobliwe spotkanie zainspirowało Ś. i rozpoczął walkę  - jak mu wówczas policja sugerowała – z wiatrakami.
W krótkim jednak czasie fundacja Kidprotect mogła stanąć w szranki z fundacyjnymi tuzami w walce o prym i skuteczność w działaniu, sam zaś Jakub Ś. stał się ekspertem od dziecięcej pornografii i wykorzystywania nieletnich, w mediach było go pełno.

Vip Style

Pomysłami sypał jak z rękawa, był niezwykle twórczy i kreatywny – tak oceniają go przyjaciele i dawni współpracownicy. W trakcie funkcjonowania fundacji, zorganizował m.in. spektakularną kampanię społeczną „Bicie jest głupie” z udziałem znanych aktorów, przeprowadził różnorakie projekty, jak np. „Milczenie nie jest złotem” – na co dostał dofinansowanie z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (ponad 130 tys. zł), czy „Stop pedofilom” – cykl szkoleń, na które z Funduszu Inicjatyw Społecznych otrzymał około 100 tys. złotych. Z projektów tych Fundacja nigdy się nie rozliczyła. Otrzymywał też pokaźne dofinansowania od sponsorów prywatnych – od firmy Orange ponad 200 tys. zł, od T-Mobile – ponad 300 tysięcy. Pieniądze te miały być przeznaczane na szkolenia z bezpieczeństwa dzieci w sieci i miały być organizowane za darmo. Nie były – szkoły ponosiły wcale niemałe koszty takich szkoleń (za jedno Ś. liczył sobie ok. 450 zł).
Do firmowania Fundacji znanym nazwiskiem, zatrudnił w jej Radzie Programowej m.in. Supernianię, czyli Dorotę Zawadzką. Funkcja ta była bezpłatna, a sama Rada spotkała się raz, miała być organem doradczym, nie miała dostępu ani wiedzy o tym, co się dzieje na koncie fundacji.
- Kuba był świetny  w pozyskiwaniu pieniędzy, ma ogromny dar w tej sprawie – zeznała Monika Z., która pracowała w fundacji przez 4 lata na stanowisku koordynatora.
Na co szły przekazywane przez darczyńców pieniądze? Od pewnego momentu ogromne sumy były – jak czytamy w akcie oskarżenia – wydawane na cele niezwiązane z fundacją. Do nich należały wydatki m.in. na skuter ( „jeden mu się znudził, więc oddał go córce Agnieszce” – zeznała współpracownica Jakuba Ś.), okulary Armaniego ( „mówił, że kupił je sobie za 2 tysiące za pieniądze fundacji” – przyznała Monika Z. ).
- Jakiś Pan przekazywał regularnie po 100 złotych. Nasza Klasa dała 15 tysięcy złotych na auto fundacyjne. Nigdy nikt tego auta nie widział – zeznał kolejny współpracownik fundacji.
Jakub Ś. niezwykle chętnie odwiedzał ulubione sklepy – Peek & Cloppenburg, Barakuda, Vip Style, Bata, Van Graf, TK Maxx. Wyciąg z fundacyjnego konta, przedstawia wydatki na te zbytki w kwotach od kilkaset do kilku tysięcy złotych. Do tego najdroższy sprzęt firmy Apple, perfumy, pralnia, wycieczka do Turcji (odpoczywał tam wraz z narzeczoną), rozliczne przejazdy taksówkami oraz stołowanie się w drogich restauracjach – głównie na terenie Złotych Tarasów.
- W trakcie spotkań;  kiedy nie mieliśmy jeszcze siedziby fundacji, spotykaliśmy się na mieście – zeznała Agnieszka S., współpracownik fundacji w 2009 roku – Kuba płacił rachunki. W trakcie dwugodzinnego spotkania, potrafił zamówić sobie 3 – 4 drinki, zazwyczaj wódkę z colą. Było to dla mnie, jak i innych dziewczyn, porażające – wyznała. W kwestii rozbijania się po mieście taksówkami, dodała: - Poruszał się taksówkami zawsze i wszędzie, jakby miał prywatnego szofera.

Fundacja to ja

- Nigdy nie zdarzyło się, by fundacja wspierała poszkodowane dziecko czy inną osobę finansowo lub rzeczowo, oferowane było tylko poradnictwo – informowała w zeznaniach Anna B., pracownica fundacji.
 Celem fundacji była działalność naukowo-oświatowa, głównie szkolenia z zakresu bezpieczeństwa dzieci w Internecie, choć działania fundacji rozciągnęły się na realizację kampanii społecznych oraz lobbowanie zmian prawa. Pieniądze od sponsorów były przeznaczane głównie na szkolenia z zakresu bezpieczeństwa w sieci.
Z danych finansowych, załączonych do materiału dowodowego, wynika, że np. w 2010 roku darowizny wyniosły 164 tysiące złotych. Z tego Fundacja na cele statutowe przeznaczyła 30 tysięcy, na cele administracyjne – przy zatrudnieniu 3 osób (Ś. nigdy nie zatrudnił się na żadną umowę, w fundacji pełnił swą funkcję społecznie, „bez wynagrodzenia” – jak przeczytać można w statucie) - 55 tysięcy zł. W 2012 roku na cele niestatutowe Ś. wydał ponad 190 tysięcy zł. Akt oskarżenia wymienia sumę ponad 413 tysięcy złotych jako tę, którą przeznaczył na wydatki prywatne.
- Kuba z jednej strony jest wizjonerem, erudytą, ekstremalnie inteligentną osobą, robiącą bardzo dużo rzeczy niestety naraz. Z drugiej strony niezdarną, rozchwianą emocjonalnie i mało skrupulatną – powiedziała o swym byłym szefie jedna z jego pracownic.
Jakub Ś. miał prostą odpowiedź na niefrasobliwość wydatkowania fundacyjnych pieniędzy – po pierwsze w większości były zasadne, a po drugie po prostu nie umiał odnaleźć się w papierach. I tak sprzęt firmy Apple był potrzebny fundacji, gdyż sam wykonywał dużo pracy graficznej, jeśliby ją oddawał specjalistom, wydatki byłyby dużo większe. Ponadto mógł w każdej chwili pracować, gdyż fundacja to było całe jego życie.
 - Pracowałem dla fundacji po kilkanaście godzin dziennie. Oddałem jej całe swoje zdrowie, a w trakcie pracy nabawiłem się cukrzycy - zeznawał 6 lutego tego roku.  Podczas jednego z przesłuchań wyznał z kolei  - w tonie przywodzącym na myśl  Ludwika XIV i jego słynne „Państwo to ja” -  że: „Fundacja była mną, a ja fundacją”. I choć uznał, iż „część z tych wydatków jest nie tylko prawnie, ale i etycznie nie do obrony” oraz, że „czas refleksji pokazał mi, że marny ze mnie menadżer”, to dodał jednocześnie, iż „wystarczyło, bym od samego początku zadbał o sformalizowanie swojej pracy w fundacji i zatrudnienie się na umowę o pracę”. Ś. roztoczył wizję, że przecież gdyby był tak zrobił i przyznał sobie płacę na poziomie szefa pozarządowej organizacji w wysokości co najmniej 5 tysięcy złotych, to przez 10 lat funkcjonowania w tym stanie ducha i materii, zarobiłby 600 tysięcy, a  tymczasem zarzut dotyczy 413 tysięcy.
Wszystko to składa na karb roztrzepania i bałaganiarstwa. - Nie pilnowałem faktur, ja się w tym pogubiłem, wymknęło mi się to spod kontroli. Jestem bałaganiarzem, nie złodziejem.
Pracownice fundacji nie dają jednak wiary takim tłumaczeniom szefa. To one zawiadomiły w  październiku 2012 roku prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
- Absurdem jest dla mnie to, że Kuba tłumaczył to niefrasobliwością. Z nim były rozmowy, on wiedział, co robi. Kuba doskonale radził sobie z pieniędzmi, wydawał je na swoje cele – wyznała Monika Z.
- Jak poznałam Kubę, to ubrany był przeciętnie. Z wyglądu mogę stwierdzić, że miał mało ubrań. Później już sam mówił, że jego garderoba jest większa od Karoliny (jego narzeczonej) – zeznała Dagmara Z., współpracownik Fundacji.
W jego otoczeniu był „bajecznie zamożny” znajomy i włączyła mu się „kogucia rywalizacja” – jak sam przyznał Ś. Prezes Kidprotect miał mu zazdrościć tych zewnętrznych objawów zamożności. Taki sobie system samousprawiedliwień wymyślił, że skoro ma się spotykać z zamożnymi, nie może wyglądać jak obdartus.
- Dopadła mnie próżność i pycha – podsumował Jakub Ś.
- Skoro jestem tak ceniony, to więcej mi ujdzie płazem – wyjawiał swoje myśli na sali sądowej.

Od bohatera do zera

Konto fundacji zostało zablokowane w sierpniu 2012 roku przez ZUS i Urząd Skarbowy. Jakub Ś. nie odprowadzał składek ZUS, nie płacił pensji pracownikom. Od szkół pobierał pieniądze za szkolenia, na które otrzymywał dotacje od prywatnych darczyńców. Pracownice poinformowały o swoich podejrzeniach Dorotę Zawadzką (członka Rady Fundacji), ta miała krzykiem sprowadzić Ś. do pionu.
 - Skontaktowałam się z Kubą, pytałam, co się dzieje z pieniędzmi fundacji. Krzyczałam na niego, pytałam, czy zdaje sobie sprawę z tego, że okrada fundację. Odpowiedział mi, że to zwykła niefrasobliwość – opowiadała Zawadzka - Powiedziałam mu, że to się wyda i będzie afera, on na to, że sobie z tym poradzi i nie będzie problemu.
Jakub Ś. - za pośrednictwem swojego obrońcy, mecenasa Jacka Dubois - złożył wniosek o wydanie wyroku skazującego bez przeprowadzenia postępowania dowodowego. Ś. zaproponował sobie karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5, spłatę 250 tysięcy złotych na rzecz pokrzywdzonych i dopłaty do wysokości szkody (ponad 410 tysięcy plus zaległe pensje) w ratach, po 2 tysiące zł na miesiąc. Przewodniczący składu sędziowskiego Piotr Gąciarek nie przychylił się do prośby adwokata. Sprzeciwiła się temu także prokurator Magdalena Sowa. Prokurator wskazywała na działalność z premedytacją oraz niezgodne z prawdą tłumaczenia Ś. Konsola do gier, którą jak twierdził przekazał na dzieci niedosłyszące w Lublińcu, nigdy nie została tam odnaleziona. Kupił samochód, ale przemieszczał się taksówkami gdyż, jak tłumaczył, cukrzyca skutecznie wybiła mu z głowy pomysł zrobienia prawa jazdy – mógłby siać zagrożenie na drodze. Jednocześnie korzystał z zakupionych z fundacyjnych pieniędzy skuterów, którymi chwalił się na twiterze pisząc: „moje cudo-skutery yamaha”. Wyraził skruchę, ale jednocześnie podawał argumenty mające usprawiedliwić jego wydatki (brak pensji).
Jedna z byłych współpracownic wyznała w rozmowie z „Reporterem”, że skrucha, którą ma wyrażać pan Ś., w żaden sposób nie dotyczy pracowników Fundacji, których za swe zachowanie nigdy nie przeprosił. Nie liczy też na żadną rekompensatę, gdyż sprawa wlecze się już tak długo, iż wypatruje jedynie jej końca. Natomiast trzyletni okres pracy dla KidProtect wymazała, informacji tej nie zamieszcza w swoim cv.
Sam Ś. twierdzi, że jest skończony i nikt go nie zatrudni, ale już po przedstawieniu zarzutów, prowadził na facebooku zbiórkę na działalność fundacji, podając inne (niż fundacyjne) konto bankowe. Sam o sobie powiedział: - Wielu ludzi przechodzi drogę od zera do bohatera, ja przeszedłem drogę odwrotną z własnej winy.
 Mimo obaw i zapewnień o trudnościach w znalezieniu zatrudnienia, Ś. prowadzi dziś parentingowy portal madrzy-rodzice.pl. Jest on kontynuacją programu fundacji KidProtect, realizowanego wespół z rzecznikiem praw dziecka w latach 2010-2012, o tej samej nazwie. Prowadzony przez Ś. portal oferuje m.in. pomoc PR i marketingową czy zakup koszulek z hasłami, takimi jak „Tata – to brzmi dumnie”. Na sprzedaży samych gadżetów portal może zarabiać nawet do 50 tysięcy zł. miesięcznie, jak informuje nas przedstawiciel platformy sprzedażowo – dystrybucyjnej firmy Upsell.
Co ciekawe, właścicielem serwisu madrzy-rodzice.pl jest firma LN Media, a na jej czele stoi założyciel Fundacji Lex Nostra Maciej Lisowski.
W obronie Jakuba Ś. przemówiła także zastępca samego Ś., Anna Golus na łamach portalu, dla którego pracują: „Nie jest „oszustem”, „cwaniakiem”, „aferzystą”. Ciężko i uczciwie pracuje, by móc zarobić na chleb i spłatę długów, tworząc wartościowy serwis internetowy i ogromną społeczność rodziców, dla których może być nie tylko ekspertem (w momencie wybuchu afery nie stracił przecież swojej wiedzy), ale też żywym dowodem na to, że błędy (które zdarzają się każdemu) można i należy naprawiać”.
Gabriela Jatkowska

Tekst pochodzi z magazynu kryminalnego REPORTER 

***
Na początku listopada Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Jakuba Ś. na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz zapłacenie 210 tys. złotych grzywny i 60 tys. zł. nawiązki. Jakub Ś. musi też zwrócić 36 tys. zł. fundacji w związku z zaległymi pensjami dla pracowników i składkami ZUS.  (r)


Podziel się tym postem

2 komentarze:

Pelargonia pisze...

Witaj R.,

Skomentuję to fraszką:

"Próżność i pycha to moja zguba!"
- na sali rozpraw rzekł pewien Kuba.

Pozdrawiam serdecznie

Rzepka pisze...

Witaj E.,

przebalował ponad 400 tysięcy, musi zwrócić nieco ponad 200 tys. W sumie wyszedł na swoje ;-)
Nic tylko defraudować!

Pozdrawiam serdecznie

 
Copyright © 2014 Pejzaż Horyzontalny | Rzepka • All Rights Reserved.
Template Design by BTDesigner • Powered by Blogger
back to top