poniedziałek, 1 lipca 2013

Jedzą, piją, lulki palą

Amerykański magnat finansowy Robert Kraft twierdzi, że Władimir Putin ukradł mu złoty sygnet Super Bowl, co miało mieć rzekomo miejsce w 2005 roku. Miliarder milczał tak długo na prośbę Białego Domu, która ponoć już przestała obowiązywać.
Kraft - właściciel drużyny futbolowej New England Patriots - przekonuje, że w czasie spotkania z Władimirem Putinem w Petersburgu, pokazał  prezydentowi Rosji sygnet ligi Super Bowl - zdobiony 124 diamentami. Putin pierścień obejrzał i powiedział: „Za coś takiego mógłbym zabić”. Po czym schował go do kieszeni i odszedł, otoczony ochroniarzami z KGB.
Kraft, zamiast narzekać, powinien się cieszyć, że żyje. Gdyż ze słów Putina jasno wynika, że  nie cofnąłby się przed niczym, aby zdobyć to świecidełko. Dobrze zatem, że biznesmen oddał swoje precjoza po dobroci.
Prominenci ze Wschodu mają chyba takie odruchy nie od dziś?  Podczas IX Zjazdu PZPR delegatka z Krakowa zbierała na jakimś albumie autografy obecnych tam dygnitarzy i podeszła do Michaiła Susłowa - sekretarza KPZR, który z ramienia bratniej partii czuwał nad  przebiegiem zjazdu. Ten wziął album, zamknął, powiedział „spasibo" i odmaszerował.
Przypomina mi się też anegdota sprzed ponad pół wieku. W czasie spotkania na szczycie, pod koniec lat 50. XX wieku,  prezydent USA Dwight Eisenhower częstował papierosami z papierośnicy, na której wygrawerowany był napis: „Prezydentowi - Wyborcy". Następnie brytyjski premier Anthony Eden wyjął papierośnicę z dedykacją „Premierowi - Królowa". Na koniec Nikita Chruszczow pochwalił się papierośnicą najpiękniejszą, szczerozłotą, wysadzaną brylantami i Bóg wie czym jeszcze. Z dedykacją: „Radziwiłłowi - Potocki".
We krwi to mają, czy jak? Dlatego trudno dziwić się Putinowi, że schował do kieszeni sygnet wart jakieś 200 tysięcy USD.
Swoją drogą ciekawe, jakby przebiegłoby spotkanie Putina z ministrem Nowakiem i jego (?) zegarkami. W takich kontaktach spokojny może być tylko Donald Tusk z małżonką, bo jak się okazuje, nie mają nic własnego. A nawet, jak im coś zginie, w niejasnych okolicznościach, to  partia i tak odkupi nowe.
Gdyż Platforma Obywatelska ma gest.  W ciągu dwóch lat wydała ponad ćwierć miliona złotych m.in. na markowe garnitury, wino i cygara. Politycy partii rządzącej przelali też sporą sumę na konto klubu, w którym prężyły się panienki topless, a sushi można było zjeść wprost z ciała dziewczyny. Jak się okazuje,  rodzina premiera tankuje paliwo za partyjne pieniądze. Z partyjnych funduszy kreacje kupowała sobie żona premiera. I nie były to sukienki z „sieciówek”, lecz  zamawiane u najdroższych projektantek. Powinien być na nich nadruk „Premierowej - Naród”.
Usprawiedliwiać takie praktyki usiłował Robert Biedroń z Ruchu Palikota, partii, która na trunki wydała 30 tysięcy złotych: - Dobre wino jest lepsze od miliarda ulotek. – stwierdził bez ogródek. Z czym i ja się zgadzam. Ale, ja za swoje wino płacę osobiście. Zaś niektórzy posłowie chcą pić na tzw. „krzywy ryj”, czyli na koszt społeczeństwa.
I nie są to wyjątki. SLD z kolei  „zostawił" 130 tysięcy złotych w SPA w Karwii.
- Bo przecież, gdzieś się spotykać trzeba – wypalił naburmuszony Grzegorz  Napieralski. Jasne, mogli przecież umówić się w jakiejś agencji towarzyskiej w Kostrzyniu nad Odrą. I tłumaczyć to pochyleniem się nad problemami bezrobotnych kobiet, kierowanych tam do pracy przez miejscowy pośredniak.
Chciałoby się zawołać: „Jedzą, piją, lulki palą, mało karczmy nie rozwalą ...”.
Przy okazji tej afery Donald Tusk stwierdził, że jest mu przykro z powodu „nierozsądnego" wydawania partyjnych pieniędzy. I zapowiedział za karę likwidację finansowania partii z pieniędzy podatników.
Wygląda to tak, że za winy Tuska, jego rodziny oraz kolegów, mają ponieść karę wszyscy politycy. Taka zbiorowa odpowiedzialność.
A może należałoby w końcu nazywać rzeczy po imieniu i po prostu egzekwować prawo?
Jeśli ktoś (a wiadomo kto) przywłaszczył partyjne (czyli społeczne) pieniądze na cele prywatne, to powinien za to opowiedzieć przed sądem i ponieść stosowne konsekwencje. I nieważne, jakie w danym momencie piastuje stanowisko. Inaczej staje się podobny do Chruszczowa czy Susłowa.
Są na szczęście państwa, gdzie prawo jest egzekwowane bez względu na pozycję w hierarchii społecznej. Niedawno włoski sąd skazał byłego premiera Włoch Silvio Berlusconiego na siedem lat więzienia, oraz dożywotni zakaz sprawowania urzędów, za korzystanie z prostytucji nieletnich i nadużycie władzy.
W Polsce czy w Rosji nie byłoby to możliwe.

Janusz Szostak

Tekst ukaże się w najnowszym wydaniu Magazynu Kryminalnego REPORTER - w sprzedaży od 3 lipca.
Podziel się tym postem

2 komentarze:

Pelargonia pisze...

Witaj R.,

Jak powiedział Józef Piłsudski: pierdel, serdel, burdel.
W ogóle zamiast komentarza cisną mi się na myśl powiedzenia Marszałka, a ten miał głowę, ze joj joj!
Na przykład takie będzie adekwatne:
"Polska to jeden wielki kołtun, trzeba przedtem dobrze grzebieniem ten kołtun rozczesać, aby każdy włos był z osobna, a wtedy może da się kosę zapleść."

R., zachęciłeś mnie do kupienia kolejnego numeru magazynu, który zapowiada się bardzo interesująco.:-)
Pozdrowienia Januszowi Szostakowi.

PS Czekam na Twój telefon:-)

Pozdrawiam serdecznie

Rzepka pisze...

Witaj E.,
Marszałek często trafiał w punkt ;-)

Pozdrawiam serdecznie

 
Copyright © 2014 Pejzaż Horyzontalny | Rzepka • All Rights Reserved.
Template Design by BTDesigner • Powered by Blogger
back to top