Po to, by za wiedzą i zgodą przełożonych, w imię dobra publicznego tropić patologie, korupcję oraz nadużycia władzy.
Dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie”, który podając się za asystenta szefa kancelarii premiera rozmawiał z gdańskim sędzią dokonał klasycznej prowokacji dziennikarskiej. Użyłem słowa „klasycznej” jeśli chodzi o praktykę, bowiem prawo prasowe w ogóle nie zawiera takiego pojęcia jak „prowokacja dziennikarska”, a tym bardziej nie określa jej granic. Ustawa traktuje te kwestie na poziomie bardzo ogólnym i mówi jedynie o tym, że dziennikarz podczas zbierania materiału prasowego powinien wykazać się szczególną starannością oraz sprawdzać, czy jest on zgodny z prawdą. A jakie zastosuje przy tym metody, czy będą one standardowe, czy mniej standardowe, to już jest naprawdę jego - dziennikarza problem, byleby nie przekraczał prawa ujętego w kodeksie karnym i nie stosował metod nagannych etycznie. Natomiast w przypadku dziennikarstwa śledczego dopuszczalne jest stosowanie podsłuchu, czy ukrytej kamery. Tak mniej więcej w skrócie te kwestie określają przepisy ustawy PP oraz kodeks etyki dziennikarskiej.
Wiadomo jednak, że skoro w myśl prawa prasowego dziennikarz ma służyć społeczeństwu, to w swojej pracy, w konkretnych sprawach, powinien kierować się interesem społecznym. Dlatego zdziwiła mnie podstawa prawna na którą powołał się skompromitowany sędzia powiadamiając o niefortunnym dla siebie zdarzeniu organa ścigania. Zacytujmy więc ten fragment art. 230 Kodeksu Karnego:
Dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie”, który podając się za asystenta szefa kancelarii premiera rozmawiał z gdańskim sędzią dokonał klasycznej prowokacji dziennikarskiej. Użyłem słowa „klasycznej” jeśli chodzi o praktykę, bowiem prawo prasowe w ogóle nie zawiera takiego pojęcia jak „prowokacja dziennikarska”, a tym bardziej nie określa jej granic. Ustawa traktuje te kwestie na poziomie bardzo ogólnym i mówi jedynie o tym, że dziennikarz podczas zbierania materiału prasowego powinien wykazać się szczególną starannością oraz sprawdzać, czy jest on zgodny z prawdą. A jakie zastosuje przy tym metody, czy będą one standardowe, czy mniej standardowe, to już jest naprawdę jego - dziennikarza problem, byleby nie przekraczał prawa ujętego w kodeksie karnym i nie stosował metod nagannych etycznie. Natomiast w przypadku dziennikarstwa śledczego dopuszczalne jest stosowanie podsłuchu, czy ukrytej kamery. Tak mniej więcej w skrócie te kwestie określają przepisy ustawy PP oraz kodeks etyki dziennikarskiej.
Wiadomo jednak, że skoro w myśl prawa prasowego dziennikarz ma służyć społeczeństwu, to w swojej pracy, w konkretnych sprawach, powinien kierować się interesem społecznym. Dlatego zdziwiła mnie podstawa prawna na którą powołał się skompromitowany sędzia powiadamiając o niefortunnym dla siebie zdarzeniu organa ścigania. Zacytujmy więc ten fragment art. 230 Kodeksu Karnego:
„ Kto, powołując się na wpływy w instytucji państwowej, samorządowej, organizacji międzynarodowej albo krajowej lub w zagranicznej jednostce organizacyjnej dysponującej środkami publicznymi albo wywołując przekonanie innej osoby lub utwierdzając ją w przekonaniu o istnieniu takich wpływów, podejmuje się pośrednictwa w załatwieniu sprawy w zamian za korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.”
I teraz należałoby zapytać pana sędziego, a jakie to korzyści majątkowe lub osobiste zamierzał uzyskać jego rozmówca? Czy był poruszany taki wątek podczas rozmowy telefonicznej? Bo z upublicznionych nagrań nic takiego nie wynika. Na jakiej więc podstawie prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku uważa, że osoba, która z nim rozmawiała mogła złamać prawo?
Oczywiście, ktoś kim kieruje zła wola może uparcie drążyć temat zarzucając dziennikarzowi, że ten stosując prowokację chciał osiągnąć korzyści np. poprzez wywołanie sensacji, poprawienie wyniku sprzedaży swojej gazety, może nawet liczył na zawodowy awans, co w sumie przekłada się na jakieś wymierne wartości. Ale przecież można przyjąć, że większości dziennikarzom zależy na tym, by ich teksty były popularne, a gazety, w których piszą dobrze się sprzedawały. Należałoby więc udowodnić, że autor prowokacji publikując inne swoje teksty miał te wszystkie kwestie w nosie, a zawziął się jakoś szczególnie na ten jeden przypadek.
Moim zdaniem sprawa jest ewidentna, dziennikarz GPC zastosował prowokację kierując się interesem społecznym. Miał do tego prawo i podstawy. Udowodnił bowiem to, o czym znaczna część społeczeństwa mówiła głośno od pewnego czasu: o dziwnym, dyspozycyjnym, wręcz służalczym względem władzy zachowaniu wymiaru sprawiedliwości, nie tylko zresztą w sprawie Amber Gold - nie chcę tu rozwijać tematu, by trzymać się jednego wątku tzn. dziennikarskiej prowokacji.
Jeśli więc sprawy pójdą w tym kierunku, że nękany przez organa ścigania będzie teraz dziennikarz, który ujawnił te patologiczne relacje pomiędzy drugą i trzecią władzą ( a takie mam, niestety, obawy obserwując to, co się wokół tej historii dzieje), to będzie to niebywały skandal, o którym powinny zostać powiadomione odpowiednie organizacje międzynarodowe.
5 komentarze:
Witaj R.,
Wszystkie sądy w naszym nieszczęśliwym kraju to też mafia.
Świadczy o tym choćby ostatnia sprawa uwolnienia gangsterów z Pruszkowa.
Jeżeli nie obalimy tego pieprzonego systemu - nic sie nie zmieni.
Pozdrawiam serdecznie
Witaj E.,
sprawa "Pruszkowa" to hucpa wymiaru sprawiedliwości, ale głównie prokuratury, która miast gromadzić dowody rzeczowe bazowała na instytucji świadka koronnego. Instytucji mocno nadużywanej i przez to skompromitowanej.
Pozdrawiam serdecznie
PS. O korporacji sędziowskiej trafnie Wildstein w rozmowie ze Stefczyk.info:
"Ale problem nie polega na tym, że sądy w Polsce są bez reszty zawisłe od władzy. Problem jest głębszy. Obecna władza jest emanacją rządzącego w Polsce establishmentu, oligarchii, w której również partycypuje korporacja sędziowska. Charakterystyczne jest jak różnie reaguje ona na wystąpienia różnych osób. Np. poseł, były piłkarz Jan Tomaszewski za stwierdzenie o prezesie PZPN został skazany, a Stefan Niesiołowski - za dużo bardziej brutalne wypowiedzi - był uniewinniany. Absurdalne pozwy wygrywa Adam Michnik, a za realne obelgi pod adresem swoich przeciwników Lech Wałęsa uzyskuje nieomal imprimatur, bo sędzia stwierdza, że jemu więcej wolno. To pokazuje, że istnieją partie i ludzie, z którymi ta korporacja czuje się dużo bardziej związana. Oczywiście nie wszyscy sędziowie są tacy. Ale dominujący ogół."
A Robert Frycz dostał rok i trzy miesiące za AntyKomora. Hańba!!!
Pozdrawiam serdecznie
E.,
a Staruchowi przedłużono areszt... Hańba!
Pozdrawiam serdecznie
Prześlij komentarz