Przeszło dwadzieścia lat temu - za sprawą artykułu, którego byłem współautorem – Marka F. ps. Western przenoszono z celi do celi. Obawiano się, że – po naszej publikacji - może zostać zamordowany. Zleceniodawcą zabójstwa miał być rzekomo Zbyszko B., znany szerzej jako Makowiec. To on - w innej sprawie - wynajął kilera, którego wcześniej wsadziliśmy za kraty.
18 listopada 1994 roku, w magazynie Expressu Wieczornego – Kulisy, ukazał się reportaż „Kto mówi prawdę”. Wspólnie z Radosławem Rzepką przedstawiałem w nim nieznane szerzej okoliczności rzekomej korupcji w poznańskiej policji. Do tej sprawy na pewno wrócę w jednym z wydań Reportera. Przez kilka miesięcy zbieraliśmy informacje, rozmawialiśmy z dziesiątkami osób. Fakty układały się dość przejrzyście: cała ta „afera” była misternie przeprowadzoną akcją, mającą na celu zniszczenie uczciwych policjantów. Naszym zdaniem był to atak przygotowany przez ludzi z establishmentu gospodarczego i politycznego, przez wsparciu niezbyt uczciwych policjantów i usłużnych dziennikarzy. W tle pojawiali się też poznańscy gangsterzy.
O ile publikację Gazety Wyborczej „Korupcja w poznańskiej policji” oparto na anonimowych wypowiedziach, o tyle w naszym reportażu z imienia i nazwiska wypowiadało się kilkanaście osób.
Policyjny agent
18 listopada 1994 roku, w magazynie Expressu Wieczornego – Kulisy, ukazał się reportaż „Kto mówi prawdę”. Wspólnie z Radosławem Rzepką przedstawiałem w nim nieznane szerzej okoliczności rzekomej korupcji w poznańskiej policji. Do tej sprawy na pewno wrócę w jednym z wydań Reportera. Przez kilka miesięcy zbieraliśmy informacje, rozmawialiśmy z dziesiątkami osób. Fakty układały się dość przejrzyście: cała ta „afera” była misternie przeprowadzoną akcją, mającą na celu zniszczenie uczciwych policjantów. Naszym zdaniem był to atak przygotowany przez ludzi z establishmentu gospodarczego i politycznego, przez wsparciu niezbyt uczciwych policjantów i usłużnych dziennikarzy. W tle pojawiali się też poznańscy gangsterzy.
O ile publikację Gazety Wyborczej „Korupcja w poznańskiej policji” oparto na anonimowych wypowiedziach, o tyle w naszym reportażu z imienia i nazwiska wypowiadało się kilkanaście osób.
Policyjny agent
Jedną z nich był - nieżyjący już - Telesfor J. To kluczowa postać w tej sprawie - między innymi jego anonimowe opowieści wywołały „aferę”. Człowiek ten musiał odejść z policji. Jak mówili nam jego ówcześni przełożeni: - Niepokoiły nas jego powiązania ze światem przestępczym. Niektórzy przypuszczali, że mogło go coś łączyć z gangsterem o pseudonimie Western. Człowiek ten miał na swoim koncie serię brutalnych napadów. Musieliśmy go zamknąć bez wiedzy Telesfora. Ale on go bronił, twierdził, że to jego agent.
Ten agent Telesfora J. został wówczas skazany na 12 lat więzienia. Między innymi za napad na syna wójta gminy romskiej w Swarzędzu. Sprawcy zadali wówczas młodemu Cyganowi 30 ran klutych, pomimo to zdołał przeżyć.
- Sprawa Westerna została zepsuta, ja chodziłem za nim 2 lata – wyznał nam na Telesfor J. przed 21 laty – Przez niego chciałem dopaść Makowca. Gdyby nie zatrzymanie Westerna, wsadziłbym także Makowca.
Kumpel senatora
Zbyszko B., zwany Makowcem, to postać znana nie tylko w poznańskim świecie przestępczym. To pierwsza liga polskich gangsterów. Western zawsze pozostawał w cieniu Makowca, ale przez lata byli zakumplowani. Obaj wszak zaczynali jako cinkciarze, podobnie jak Aleksander G. – były senator, który przez lata roztaczał nad Makowcem parasol ochronny.
W marcu 1994 roku prokuratura oskarżyła Makowca o zniszczenie samochodów szefostwa konkurencyjnego gangu z osiedla Piątkowo. Wówczas senator dał mu alibi: – W tym czasie piliśmy razem herbatę - stwierdził senator.
To także dzięki Aleksandrowi G. gangster uzyskał „list żelazny”, gwarantujący mu nietykalność i wolność do czasu zakończenia postępowania sądowego, gdy przed laty postawiono mu zarzuty prokuratorskie. W powojennej historii polskiego sądownictwa był to pierwszy przypadek zastosowania tej instytucji prawnej. O „list żelazny” przez lata starał się bezskutecznie pułkownik Ryszard Kukliński, który został w stanie wojennym zaocznie skazany na karę śmierci.
Gangster w budzie
Zbyszko B. nie miał podobnych problemów i mógł cieszyć się wolnością. Na chwilę - po dość zabawnym zatrzymaniu - trafił jednak wówczas do aresztu. Policjanci, gdy już znaleźli haka na Makowca, postanowili schwytać go w jego willi na Naramowicach, przy ulicy Maków Polnych (od nazwy której przybrał ksywę). Jednak w domu zastali tylko obłożnie chorą żonę gangstera: - Męża nie ma, możecie szukać, a i tak go nie znajdziecie – zakomunikowała policjantom. Jednak ci nie ulegli jej perswazji i znaleźli Makowca, który ukrył się... w psiej budzie razem z dwoma dobermanami.
Zresztą podobnych akcji w wykonaniu Zbyszka B. było więcej. Jeden z byłych poznańskich policjantów przypomina takie zdarzenie: - Zatrzymaliśmy go na ulicy. Wiadomo było, że ma przy sobie broń. On jednak zamknął się w samochodzie i nie chciał wyjść. Mówił: „Postawcie patrol i mnie pilnujcie, a ja się nie ruszę”. Nie było innego sposobu, przeholowaliśmy jego samochód na policyjny parking. Tam dopiero skapitulował.
Zapowiedź zemsty
Gdy Marek F. trafił do aresztu, Makowiec nie zapomniał o koledze. Podczas jednej z rozpraw przeciwko Westernowi, na sądowych korytarzach pojawiła się grupa kilkunastu poznańskich gangsterów, którymi dyrygował Makowiec. Bandyci próbowali zastraszyć świadków, doszło do bójki z Cyganami. Jednego z Romów usiłowano wyrzucić przez okno. Akcja została jednak przerwana na rozkaz Makowca i napastnicy wycofali się.
Niebawem Makowiec przeczytał w Expressie Wieczornym, że Marek F. był agentem policyjnym. Co gorsza dowiedział się, że Telesfor J. - przez Westerna - zamierzał dobrać się do niego.
Ta wypowiedź Telesfora J., wstrząsnęła zarówno Makowcem, jak i Westernem. Makowiec zapowiedział zemstę. Wieść o planowanej dintojrze, szybko dotarła za mury więzienia we Wronkach, gdzie Western odsiadywał wyrok 12 lat. Marek F. wpadł w panikę, wiedział, że z Makowcem żartów nie ma.
Groźby Zbyszka B. nie zostały jednak zbagatelizowane przez policję i służby więzienne. Westerna przenoszono co kilka dni z celi do celi. Wprowadzono też wzmożone środki bezpieczeństwa wobec niego. Przeżył. Jak potoczyły się dalsze jego losy, przypomniał na wcześniejszych stronach Przemysław Graf.
Także w bandyckim cv Zbyszka B. nastąpiła długa przerwa. Makowiec trafił na 15 lat do więzienia za zlecenie zabójstwa.
Kiler z Izraela
W 1995 roku w poznańskiej kawiarni Cafe Głos został zastrzelony mężczyzna. Zamachowcem okazał się być Albert Kiełczyński, ps. Izraelczyk. Zabójca twierdził, że zabity mężczyzna nie chciał się z nim rozliczyć z pieniędzy za kradzione samochody. Prawda wyglądała zgoła inaczej. Zginąć miał niejaki „Święty", który dwa miesiące wcześniej porwał syna Makowca. I to właśnie Zbyszko B. wynajął kilera, aby ten odstrzelił porywacza. Kiełczyński jednak pomylił się i strzelił do przypadkowej osoby - poznańskiego motorowodniaka, Marka Z.
Warto na chwilę zatrzymać się przy postaci płatnego mordercy.
Na początku stycznia 1994 roku, dzięki dziennikarskiemu śledztwu Radosława Rzepki (wówczas Express Wieczorny, dziś Reporter), doszło do zatrzymania międzynarodowego gangu, dokonującego w Warszawie wielu przestępstw. Na czele tej grupy stał Andrzej Kiełczyński, przed laty szpieg CIA w Izraelu, były terrorysta i bliski współpracownik byłego premiera tego kraju, Menachema Begina. W 1992 roku Andrzej Kiełczyński wraz ze swoim bratankiem Albertem przyjechał z Izraela do Polski, i tu stworzyli groźną grupę przestępczą. Rozpracował ją Radosław Rzepka (Reporter 1/2013). Wtedy Albert Kiełczyński dostał wyrok siedmiu lat pozbawienia wolności, m.in. za napad rabunkowy na kolekcjonera monet i przestrzelenie mu kolan. Jednak podczas przerwy w odbywaniu kary - spowodowanej chorobą nowotworową - związał się z poznańskim światem przestępczym. I tak stał się cynglem Makowca. Tym razem został skazany na dożywocie. Chory na raka Izraelczyk zmarł w więziennym szpitalu w trakcie odbywania kary.
Za zlecenie zabójstwa w Cafe Głos, Makowiec dostał 15 lat pozbawienia wolności. Jednak w czasie przerwy w ogłaszaniu wyroku, niespodziewanie zniknął z sądu. Odnalazł się dopiero po trzech latach, gdy w Toruniu na ul. Szewskiej robił zakupy w sklepie z damską bielizną. Tam schwytała go specjalna grupa pościgowa. I na wiele lat zamknęła się za nim brama więzienia.
Zgubna zazdrość
Jednak, mimo pobytu Makowca w kryminale, śledczy nie przestali interesować się jego gangsterskim dorobkiem.
W 2007 roku na współpracę z prokuraturą poszedł Krzysztof W. - ps. Kanada - były żołnierz Makowca. Postanowił sypać bossa, gdy okazało się, że ma odsiedzieć siedem lat za kradzieże i oszustwa. W areszcie Kanada dowiedział się także, że jego dziewczyna zdradziła go z synem Makowca. Z zazdrości i zemsty, poszedł na współpracę z policją. Licząc przy okazji na łagodniejszy wyrok. Dzięki jego zeznaniom, na ławę oskarżonych trafiła cała familia Makowców: ojciec, matka oraz dwóch synów. Pogrążył także innych przestępców, m.in. członków gangu Lejka.
To właśnie Kanada zasugerował policjantom, że w basenie Makowca pogrzebany jest Damian Sz., ps. Twardziel, który przepadł bez śladu w 1995 roku. Stało się to, gdy usiłował przejąć kontrolę nad miejscowym półświatkiem. Policja zrujnowała basen w poszukiwaniu ciała Twardziela. Jednak bez oczekiwanego efektu. Znaleziono co prawda krew zmieszaną z ziemią, lecz badania DNA wykluczyły, aby należała do Damiana Sz. Pojawiły się zatem przypuszczenia, że to krew zaginionego dziennikarza Jarosława Ziętary. Ale kod genetyczny także się nie zgadza.
W efekcie Iwona B., żona Makowca domaga się od prokuratury i policji 50 tysięcy złotych odszkodowania za zniszczony basen.
Wkrótce też Kanada – widząc, że nie wyjdzie wcześniej na wolność - zmienił zeznania. Co sprawiło, że część oskarżonych gangsterów zostało uniewinnionych.
Tymczasem 63-letni Makowiec odsiaduje wyrok w zakładzie karnym w Rawiczu. Na pomoc Aleksandra G. nie może już liczyć, gdyż i ten ma kłopoty z prawem.
Zbyszko B. na wolność ma wyjść w 2017 roku: - I pewnie bardzo szybko odnajdzie się w nowej rzeczywistości – przewiduje jeden z byłych poznańskich policjantów – Chociaż teraz mówi się, że jest poważnie chory. Ale on w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji, potrafił robić duże pieniądze.
Janusz Szostak
Na zdjęciu: Makowiec w chwilę po zatrzymaniu w sklepie z damską bielizną w Toruniu/ fot. Policja
Tekst ukazał się w najnowszym wydaniu magazynu kryminalnego REPORTER
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń