Podobnie jest z noworocznymi postanowieniami. Początek roku zmusza nas do podejmowania różnych, mniej lub bardziej sensownych zobowiązań. Zwykle obiecujmy sobie, że rzucimy palenie lub inny podły nałóg, co zazwyczaj nam się nie udaje. Dzięki temu za rok ponownie możemy podjąć podobne, absurdalne zobowiązanie, o którym z góry wiemy, że się nie powiedzie.
Przypomina mi to deklaracje przedwyborcze polityków, którzy zawsze przed wyborami mają potężny arsenał obietnic, o których także z góry wiedzą, że są niedorzeczne. Po czym po upływie czterech lat powtarzają te same dyrdymały niczym mantrę. Licząc zapewne, że wyborcy niewiele pamiętają z przeszłości. Mało się mylą, gdyż statystyczny elektorat pamięć ma dziurawą i elastyczną. Mimo, że zarzekaliśmy się, że na tego, czy tamtego osobnika nigdy nie oddamy głosu, to właśnie po raz kolejny zrobiliśmy to wbrew sobie i logice: - Ten już się nakradł, to nie będzie więcej kradł – tłumaczymy sobie naiwnie motywy naszego pokrętnego postępowania. Tak, jakby widział ktoś złodzieja, który nakradł się do syta.
Nie to, żebym kogoś konkretnego miał na myśli. W tym przypadku piszę bardzo ogólnie, rzekłbym nawet, że globalnie, aby nie trafić na ławę oskarżonych.
Wydaje mi się, że analogiczny problem, jak myśliwy z rysunku Kobylińskiego, ma obecny premier. Ponad sześć lat ugania się z dubeltówką po lesie, a na deskach nadal jedynie napisy. Zamiast przyznać się, że jest kiepskim myśliwym, mówi, że albo to dubeltówka ma krzywą lufę, albo ktoś mu podmienił amunicję, albo w lesie jest za dużo drzew i zwierzyna się za nie chowa, a to gałęzie biją go po oczach, jak biegnie za zwierzyną. Na końcu jak już mu się udało coś ustrzelić, to się okazuje, że to nie dzik, tylko zając przypadkowo trafiony rykoszetem. I rzeczywiście może się dziwić, że - będąc w swoim mniemaniu znakomitym myśliwym - nie może w nic trafić.
Ale dajmy sobie z nim spokój, przynajmniej na kilka miesięcy, gdyż jest wiele innych, bardziej ciekawych tematów. Choćby największa w historii Polski afera korupcyjna, do jakiej doszło w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, które z definicji powinno ścigać przestępców a nie ich hodować. Aferę jednak szybko – dzięki usłużnym mediom - wyciszono i dziś nikt o niej nie pamięta. A szkoda, bo była to współczesna, ulepszona wersja Robin Hooda, Jesse Jamesa i Janosika. Jej autorzy powinni pozostać już na zawsze w naszych sercach i pamięci jako ci, którzy odbierali biednym (budżetowi państwa), aby wspomóc bogatych. Prawda, że bardzo obywatelska postawa.
Wracając do noworocznych deklaracji obiecuję Państwu, że nie zniknę z tego miejsca jeszcze bardzo długo. Chociaż nie wiem, czy to dobra nowina.
Janusz Szostak
ilustracja: screenshot & FotoSketcher
ilustracja: screenshot & FotoSketcher
Witaj R.,
OdpowiedzUsuńObiecanki - cacanki,
a głupim lemingom radość.
Bo naród mądry
tych obiecanek już ma dość.
Ten wierszyk to mój:)
Koledze Januszowi Szostakowi: Tak trzymać! Wszystkiego lepszego w Nowym 2014 roku ( miejmy nadzieję, że bez premiera i jego obiecanek).
Pozdrawiam serdecznie
Witaj E.,
OdpowiedzUsuń"Ten wierszyk to mój:)"
Też bardzo ładny :-)
Pozdrawiam serdecznie