piątek, 12 lipca 2013

Polacy są skazani na sukces

Z Ewą Gajewską-Blaisdell, businesswoman z USA, rozmawia Janusz Szostak.

Ewa Gajewską-Blaisdell, wyjechała do USA w latach 70. XX wieku. Była pierwszą Polką pracującą w Dolinie Krzemowej. Była też pierwszym prezesem Compaq Polska. Obecnie prowadzi w Los Angeles nowe start upy medialno - technologiczne, współpracuje z elitami Hollywood nad produkcją filmów. Stworzyła platformę medialną AngelMobile, pozwalającą na transmisję kanałów telewizyjnych, będącą jednocześnie kanałem medialnym. W 2011 roku Ewa Blaisdell złożyła ofertę na zakup Polkomtela. Wspólnie z Krajową Izbą Gospodarczą założyła Polsko - Amerykański Instytut Nowych Inicjatyw.

Co skłoniło Panią przed laty do opuszczenia Polski i wyjazdu do USA?

Zostałam wychowana w duchu, że edukacja jest w życiu bardzo ważna. Takie przekonanie wpajała mi zarówno moja Babcia, jedna z pierwszych emancypantek profesorek, jak i moja Mama, która także uczyła młodzież. Moja rodzina wywodzi się ze szlachty, która straciła majątek w powstaniach. Aby się utrzymać, trzeba było mieć solidne wykształcenie. Ja studiowałam na Uniwersytecie Warszawskim i miałam jedno pragnienie, zdobycia wiedzy ekonomicznej u źródła systemu - którego wtedy nie uczono w Polsce – gospodarki wolnorynkowej. Tak się złożyło, że wygrałam stypendium i wyjechałam, aby studiować w USA. Miałam ambicje, aby trafić do Doliny Krzemowej, która wtedy stawiała pierwsze kroki, jako centrum innowacji i nowych start upów. Poziom wiedzy, który wyniosłam z Polski, i wysiłek, jaki włożyłam w naukę, pozwoliły mi skończyć studia w ciągu 1,5 roku. Potem rozpoczęłam studia MBA na prestiżowym Seattle University.

To był dopiero początek Pani kariery. Jak potoczyły się Pani losy za oceanem?

Po skończeniu studiów, chciałam być jedną z pierwszych kobiet w USA, które będą zaangażowane we wdrażanie najnowszych technologii komputerowych oraz w ich marketing. Byłam zafascynowana rodzącą się potęgą rynku komputerowego. Chciałam zdobyć pozycję w najlepszej firmie i wybić się finansowo. Moje wykształcenie, postawa i polskie pochodzenie, sprawiły, że udało mi się pokonać 500 amerykańskich kandydatów. I otrzymałem propozycję pracy z najlepszej wtedy firmy komputerowej Hewlett Packard. Dostałam wówczas pensję 20 tysięcy dolarów miesięcznie. To, w 1978 roku, był majątek. W tamtym czasie mieszkanie w Warszawie kosztowało 2 tysiące dolarów.

Wróciła jednak Pani do Polski na pewien czas?

Tak się zdarzyło, że brałam udział w tworzeniu rynku komputerowego w Polsce. Prowadziłam dużą amerykańską firmę w Polsce. W latach 1993-1998 byłam prezes Compaq Polska.

Powiedziała Pani, że pomogło jej polskie pochodzenie. Wielu wyjeżdżających na Zachód Polaków stara się je ukryć.

Nie wiem, czemu wstydzą się Polski. Z takim podejściem wiele nie osiągną. Ja, w każdym razie na moim pochodzeniu tylko zyskałam. Pan Do Thomson z Hewlett Packard znał historię polskiej marynarki wojennej z czasów II wojny światowej. Powiedział mi, że jeśli mam tylko jedną tysięczną odwagi polskich marynarzy, to pokonam wszystkich. Zawsze dostawałam zadania typu „mission impossible”. Angażowano mnie, bym dokonała tego, czego nie potrafili poprzednicy. Takim działaniem było między innymi zdobycie przeze mnie w 1979 roku kontraktu dla HP na komputeryzację Boeinga. To było dla Hewlett Packard być albo nie być. Wcześniej nikomu to się nie udawało. Ja podpisałam kontrakt z Boeingiem po pół roku. Wymagało to ogromnego wysiłku i odwagi. To, co się wtedy wokół mnie działo - język, nowoczesne technologie, nowe sytuacje biznesowe, negocjacje, luksus, w którym to wszystko się odbywało - to było oszałamiające dla dziewczyny, która przyjechała z komunistycznej Polski. Ale wygrałam. Zaproponowano mi pozycję, którą sobie wymarzyłam jeszcze w Krzemowej Dolinie. Moja Mama opowiadała mi zawsze o słynnych Polkach, Marii Skłodowskiej Curie, Helenie Modrzejewskiej i jej synu, który był inżynierem odpowiedzialnym za zaprojektowanie Golden Gate Bridge. Jeszcze w Polsce marzyłam, aby mieszkać w San Francisco, w pięknym domu z widokiem na Golden Gate Bridge i być na szczycie. No i się spełniło. Byłam jak ryba w wodzie, super wyzwania, światowe kontrakty, podróże. Żyłam w luksusie, grałam w tenisa z Larry Elison (założyciel Oracle), spędzałam czas ze Stevem Jobsem i jego najbliższymi. Krzemowa Dolina była wtedy jeszcze mała i elitarna. Byłam już wtedy jedną z najlepiej opłacanych kobiet w USA. Udzielałam się w kręgach kultury i działalności charytatywnej. Moim planem było życie pełną piersią. I tak się stało.

Często jest tak, że sukces zawodowy nie idzie w parze ze szczęściem osobistym.

Pod tym względem jestem też spełnioną osobą. Poznałam w USA super przystojnego szefa jednej z firm, Rona Blaisdella, ojca mojego syna Granta. Syn urodził się w Kalifornii, ale mówi po polsku, zna polską historię, spędza czas w Polsce. Zresztą spotkał się pan z nim w Warszawie. Grant rozwija w Los Angeles firmę medialną. Obecnym moim mężem jest Marek Skarbek -Kozietulski, w którym mam wielkie oparcie. Wspiera mnie we wszystkich moich planach i działaniach. Przeprowadziliśmy się do Malibu, gdzie czuje się doskonale.

Pani przykład pokazuje, że Polacy mogą zdobyć wiele w USA. Jak osiągnąć tam sukces?

Nie wszyscy Polacy to potrafią. Często lądują w środowiskach polskich, bez integracji z wiodącymi środowiskami, z elitami amerykańskimi. Nie trzeba być milionerem, aby zacząć tam działać, budować biznes i swoją pozycję. Polacy często za nisko mierzą, osiągają na ogół małe sukcesy. Mimo, że są bardzo dobrymi przedsiębiorcami, to nie walczą o duże stawki. Ja to robię. Statystycznie wychodzi mi jeden deal na dziesięć. Ale trzeba mieć siłę, odwagę i kompetencje, aby walczyć. Trzeba penetrować środowiska finansowe, technologiczne, budować przedsiębiorstwa, które mają potencjał być wielkimi. I trzeba integrować się z Polską od samego początku. Bardzo wielu Polaków, którzy mają sukcesy w Polsce, nie osiągnęło wiele w USA. I powrócili do kraju, mając jednak jakieś powiązania w Stanach, jednak nie wykorzystują tego. Mało jest przebojowych sytuacji gospodarczych czy kulturalnych między Polską a USA. Dlatego staram się to zmienić, bazując na unikalnych cechach, które my jako Polacy mamy. Potrafimy stawiać czoła wielkim przeszkodom, mamy wielką odwagę, siłę charakteru. I potrafimy ponosić ryzyko, jesteśmy też przedsiębiorczy. Mamy wszystko to, co Ameryka wynagradza – do tego trzeba jednak dodać umiejętność zaistnienia tutaj na najważniejszych salonach biznesowo-kulturalnych. Robi się to imponując Amerykanom wizją, ambicją, życiorysem, który pokazuje odwagę, sukces i zasoby. Niezbędne często jest prowadzenie pewnego stylu życia, bywanie, uczestnictwo w ekskluzywnych konferencjach. Organizowanych aby ci, którzy osiągają duży sukces, mogli przebywać ze sobą. Ja jestem ostrożna w doborze wydarzeń, gdzie bywam i gdzie się pokazuję. Ostatnio byłam zaproszona na All Thing Digital – topowe wydarzenie inwestorsko-technologiczne, organizowane przez Wall Street Journal. Byli tam prezesi GE, Facebook, Google, Sony. Miałam tam lunch z Philem Molyneux - prezesem Sony, chciał się ze mną spotkać, gdyż jest głośno na temat moich ambitnych planów platformy medialnej, która również dotrze do Polski. Mój syn Grant pragnie, aby część obrotów i inwestycji trafiła do Polski. Nie jest to łatwe, bo współpartnerzy inwestycyjni w USA - na poziomie kapitału typu venture - nie mają zainteresowania nowymi przedsięwzięciami w Polsce. Brak jest zrozumienia dla rangi Polski, a przede wszystkim dla ogromnej inteligencji młodych Polaków, którzy mają pomysły na miarę Facebooka, brakuje im tylko kapitału i możliwości wyceny firmy po cenach start upów amerykańskich.

I tu się pojawia Pani idea pomocy młodym, zdolnym Polakom. Powstał z Pani udziałem Polsko-Amerykański Instytut Nowych Inicjatyw, mający otwierać młodym polskim przedsiębiorcom nowe możliwości w USA.

To jest celem naszego Instytutu, ale brak jest spójnego programu ze strony Polski, rządu polskiego czy nawet Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, aby zrobić uderzeniowe wrażenie w USA i zmienić oblicze Polski. I skupić się trzeba nie na dużych firmach, ale na lansowaniu młodych ludzi - wielkiego kapitału polskiego. który leży odłogiem i marnuje się. Trzeba zainwestować w młodych Polaków, którzy - w mojej opinii - nie tylko nie ustępują, ale i przewyższają wiedzą i inteligencją ich amerykańskich rówieśników. Ale mają całkowity brak zorganizowanego finansowania na dużą skalę. I brak wsparcia poprzez praktyczną pomoc, jak rozwijać model biznesowy dla ich firm. Młodzi Polacy mogą zmienić system ekonomiczno-polityczny, który jest nieadekwatny do możliwości międzynarodowych Polski. Naszemu Instytutowi chodzi o to, aby stworzyć system lansowania polskich start up bezpośrednio u najlepszych inwestorów amerykańskich. Pomoc z naszej strony polega na wsparciu wykształcenia nowego modelu biznesowego. I tymczasowego przeszczepienia start upów na ziemię amerykańską, aby miały odpowiednią wartość finansową. I możliwość dofinansowania. Tak, jak ich odpowiedniki amerykańskie. Nie chodzi o inkubatory, które się nie sprawdzają, ani o współpracę z uniwersytetami, która jest zbyt dydaktyczna. Chodzi o umiejętności zdobywania kontaktów, które w połączeniu z wiedzą dają możliwość rozwoju.
Potrzebne też jest dofinansowanie, aby był efekt. APINI ma trudną misję, ale to ma sens. W Polsce jedyne osoby, które wykazały tym zainteresowanie, to Karolina Opelewicz i Andrzej Arendarski z Krajowej Izby Gospodarczej. Niestety w Polsce królują staromodne wzorce biznesu, kreowane przez biznesmenów-celebrytów, z jakimiś tam fortunami, które kurczowo trzymają przy piersiach. Nie wykorzystując ich na rozwój młodych Polaków, tylko własnych dzieci i swojej fortuny.

Inwestuje Pani w media, w nowe technologie. Czym jest pani firma AngelMobile?

AngelMobile, to więcej niż firma, to również częściowo misja, eco-system, styl życia i inspiracja. Po odejściu z Comapq, po robieniu dużego biznesu, pieniądze przestały być dla mnie wartością atrakcyjną. Założyłam wtedy star upa, który w 2000 roku sprzedałam Sun Microsystems w Dolinie Krzemowej, Zrobiłam to w ostatnich godzinach przed krachem internetowym. Miałam wtedy wiele środków finansowych, i świat u stop – mieszkałam częściowo w Polsce, w Monte Carlo, Kalifornii, Indianapolis. Był 11 września 2001 roku. Warszawa – jestem w odwiedzinach w Polsce, moja mama dzwoni do mnie mówiąc: „Nowy York zaatakowany!”. Wieczorem z moim obecnym mężem jesteśmy na mszy z ambasadorem amerykańskim, modląc się o Stany Zjednoczone. Dzwonię do syna, następnego dnia lecę do Monaco na wcześniej zaplanowane spotkania z szefami firm telekomunikacyjnych. W Monaco zajmuję apartament należący do mojej rodziny. Jest obok kościoła katolickiego. Cały ranek widzę matki modlące się za dzieci. Cały świat nie wie, czego oczekiwać, ludzie czekają na telefony, na informacje. Modlę się w kościele, wychodzę. I nie słyszę, ale czuję w sobie głos, że finansowy sukces, wiedzę technologiczną, wyobraźnię, zasoby mam poświęcić wykreowaniu firmy, która zamieni ekran telefonów komórkowych w najistotniejsze miejsce do znalezienia siły przetrwania, duchowości, prawdziwych informacji a nie tylko rozrywki. Po kilku dniach lecę do Watykanu, spotykam się z Ojcem Ciro de Bendettini, odpowiedzialnym za media. Opisuję mu moją wizję AngelMobile, w której jest również służba Ojcu Świętemu. To zapoczątkowało moją współpracę z Watykanem. AngelMobile, to nie firma – przedsięwzięcie, to ściganie się z najnowszymi technologiami, aby wytworzyć nowy system medialny, nowe newsy u nowego źródła. Wykorzystuję AngelMobile, aby przygotować niezależne informacje. Mój mąż dr Marek Skarbek-Kozietulski, opracował niesłychane technologie publikacji dźwiękowo - filmowych. Powstały one w laboratoriach w El Segundo pod Los Angeles. Przygotowujemy AngelMobile pod nowe modele telefonów. Ostatnio spotkałam się ponownie z prezes Sony Electronic USA – Philem Molyneux, aby dyskutować współpracę marketingową, której budżet na starcie ma wynosić ponad 50 milionów dolarów.


Chciała Pani także przejąć Polkomtel. Niestety nie udało się to, właścicielem został Zygmunt Solorz. Czy nadal zamierza Pani inwestować w Polsce?

Polkomtel, to nie jest moja przegrana, to przegrana nas wszystkich a zwłaszcza młodych Polaków. W momencie złożenia oferty, wykorzystałam moją siłę dotarcia do największych miliarderów amerykańskich, takich jak John Malone i innych. Były negocjacje. Moja oferta bazowała również na udostępnieniu technologii AngelMobile i modelu biznesowego, który przekształciłby Polkomtel w międzynarodową firmę medialną. Moja oferta była uderzeniowa, mimo tego, że złożona po czasie. Rotschild, ING, Nomura dali mi możliwość konkurowania. Nie mogłam nadrobić jednak pustki wiedzy wśród miliarderów amerykańskich na temat Polski, wartości operowania w Polsce. Brak było adekwatnych materiałów na poziomie niezbędnym przy tego typu transakcjach. Patrząc z perspektywy czasu, to co sugerował ING, połączenie się z jednym z finalistów, być może nawet z Solorzem, byłoby najkorzystniejsze dla rezultatów dojścia do zewnętrznego kapitału i stworzenia międzynarodowego koncernu medialnego. Projekty związane z Polską mam jednak nadal w planach.

Chyba możemy to zdradzić naszym Czytelnikom, że jednym z takich projektów będzie reaktywacja Expressu Wieczornego, jako dziennika ogólnopolskiego, ale też jako przedsięwzięcia o znaczeniu międzynarodowym osadzonym w USA.

Ten projekt -realizowany przez wydawnictwo Milenium Media i AngelMobile - daleko wykracza poza papierową wersję gazety i poza granice Polski. Express Wieczorny w nowej odsłonie, to będzie duże medialne przedsięwzięcie, skierowane głównie na rynek amerykański. Oparte o nowe technologie i kapitał amerykański. Express będzie  adresowany do młodego odbiorcy, z zachowaniem ulubionych treści starszego pokolenia, które łączą się z tą popularną przed laty warszawską popołudniówkę. Chcemy połączyć nowoczesne technologie z tradycją Expressu. Dlatego istotne jest wzbogacenie wersji drukowanej o nowe   media, w tym również o kanał  stremaingowy. To bardzo nowatorski projekt. I pierwszy przypadek wejścia polskich mediów do USA, poza środowiska polonijne.

Mieszka Pani w Los Angeles, czy sąsiedztwo Hollywood wpływa na niektóre Pani plany? Głośno mówiło się o Pani projekcie fabularnego filmu o Skłodowskiej. Sugerowała Pani, że współproducentem filmu mógłby być Brad Pitt, a jego żona Angelina Jolie mogłaby zagrać jedną z głównych ról. Jakie są szanse na powstanie takiego filmu w Hollywood?

„Madame Sklodowska” – taki film powinien powstać jedynie w Hollywood, bo chodzi o pokazywanie całemu światu naszych osiągnięć. Jest na to szansa, gdyż platforma medialna - rozwijana przez mojego syna Granta - będzie stwarzała możliwości finansowania produkcji filmów poprzez korporacje, takie jak Intel czy Microsoft. Ja i Grant spotkaliśmy się w Paryżu z Romanem Polańskim, aby zainteresować go reżyserią takiego filmu. Musi jeszcze powstać w Hollywood wartościowy scenariusz, a to nie jest łatwe. Co do słynnej pary aktorskiej, którą Pan wymienił, to nadal jest możliwy ich udziału w tym projekcie.

Jest Pani osobą, która wiele energii poświęca pomocy innym. Udziela się Pani charytatywnie. Między innymi przed laty założyła Pani fundację wspierającą szpital dziecięcy na Litewskiej w Warszawie, pomagała Pani Operze Narodowej w Warszawie, polskim tenisistom i wielu innym. Czy warto pomagać innym? To wydaje się dziś być niemodne.

Niesienie wsparcia jest ostatecznym celem mojego życia. Staram się pomagać zarówno biednym, jak i tym potrzebującym wsparcia duchowego. Stąd także moje uparte powroty do tematów polskich, związane z poczuciem obowiązku. Jeśli nie zaczniemy działać teraz, to zaprzepaścimy historyczną szansę odbicia się wyżej I dla zdolnej, utalentowanej młodzieży polskiej, która teraz nie ma zbyt wielu miejsc, aby sprawdzić swoje zdolności. Ostatnio byłam na mszy w kościele Świętej Moniki w Santa Monica, ksiądz przypomniał w czasie kazania, że jedyną rzeczą, którą ze sobą zabieramy po śmierci, są dobre uczynki. I to te, które zrobiliśmy nie zabiegając o uznanie, pozycję czy wpływy, ale te ciche, skromne.



Podziel się tym postem

4 komentarze:

Pelargonia pisze...

Witaj R.,

Przykład pani Ewy to dowód na to, że Polak potrafi.
Serce się kraje, kiedy młodzi, wykształceni Polacy, którzy mogliby być potęgą naszego kraju muszą wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu JAKIEJKOLWIEK pracy. To jest dyskryminacja.

Pozdrawiam serdecznie

Pelargonia pisze...

Witaj R.,

Przykład Pani Ewy świadczy, że Polak potrafi.
Serce się kraje, kiedy młodzi, wykształceni ludzie, potęga naszego kraju, są zmuszani do wyjazdu za granicę w poszukiwaniu JAKIEJKOLWIEK pracy.

Pozdrawiam serdecznie

Rzepka pisze...

E.,

a wiesz że w ostatnim okresie najwięcej Polaków wyjeżdżało za granicę do pracy z województw opolskiego i właśnie podlaskiego? Ok. 15 procent. Smutne to, bardzo smutne.

Pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

Pani Ewo - gorąco gratuluję i serdecznie pozdrawiam. Czegas

 
Copyright © 2014 Pejzaż Horyzontalny | Rzepka • All Rights Reserved.
Template Design by BTDesigner • Powered by Blogger
back to top