Dwudziestego września 1939 roku Armia Czerwona najechała na Grodno,
polskie miasto pięknie położone nad Niemnem, nazwane kiedyś „grodem
Batorego”. Chciałbym przypomnieć jedno ze zdarzeń z tamtych piekielnych
dni, by zachować pamięć o małym bohaterze, chłopcu który stał się
symbolem heroicznej walki mieszkańców tego miasta z sowieckim najeźdźcą.
Do grodnian, którzy przeżyli tę zbrodniczą napaść, generał Władysław
Sikorski powiedział później: "Jesteście nowymi Orlętami. Postaram się,
żeby wasze miasto otrzymało Virtuti Militari i tytuł zawsze Wiernego"...
Nie będę opisywał sytuacji jaka panowała wtedy w Grodnie, ani przebiegu dramatycznych walk z bolszewikami. Wspomnę tylko, że jeszcze w sierpniu, a potem 10 września miejscowy garnizon opuściła znaczna część polskiego wojska. Niewielka liczba żołnierzy, którzy pozostali w mieście oraz policjanci, harcerze, kolejarze, pocztowcy , a także inni mieszkańcy, szykowali się do obrony swego grodu przed wrogiem. W sumie pod bronią było około dwa tysiące osób.
Nieco wcześniej, na polecenie dowódcy Obszaru Warownego „Grodno”, pułkownika Bohdana Hulewicza zarekwirowano zapasy miejscowej wytwórni wódek po to, by alkohol w butelkach zastąpić benzyną. Czy to właśnie podczas obrony Grodna powstała nazwa „koktajl Mołotowa”, czy też wymyślili ją nieco później Finowie w czasie „wojny zimowej” z sowietami? Nieistotne. Wtedy te butelki z benzyną miały być skuteczną bronią na niemieckie czołgi. I na Grodno najechały czołgi. Kilkadziesiąt, może nawet setka. Z czerwoną gwiazdą.
Część sowieckich wozów bojowych udało się obrońcom miasta unieszkodliwić tymi „zapalającymi granatami”. Jedną z butelek pochwycił 13 – letni Tadek Jasiński i cisnął nią w czołg. Nie zapaliła się. Czerwonoarmiści złapali chłopca, skatowali i przytwierdzili do frontu maszyny wykorzystując jako żywą tarczę… Tadek umarł śmiercią bohaterską i męczeńska. Jego śmierć i śmierć setek grodnian jest jednym z dowodów barbarzyństwa sowieckiej hordy, która najechała na nasz kraj.
Zdarzenie, o którym wspomniałem opisała w swojej książce pt. „ Jeśli zapomnę o nich…” podpułkownik Grażyna Lipińska, świadek i uczestnik tamtych wydarzeń, wówczas dyrektor szkoły zawodowej w Grodnie. Pozwalam sobie przytoczyć ten fragment książki, bo poruszył mnie on do głębi:
Nie będę opisywał sytuacji jaka panowała wtedy w Grodnie, ani przebiegu dramatycznych walk z bolszewikami. Wspomnę tylko, że jeszcze w sierpniu, a potem 10 września miejscowy garnizon opuściła znaczna część polskiego wojska. Niewielka liczba żołnierzy, którzy pozostali w mieście oraz policjanci, harcerze, kolejarze, pocztowcy , a także inni mieszkańcy, szykowali się do obrony swego grodu przed wrogiem. W sumie pod bronią było około dwa tysiące osób.
Nieco wcześniej, na polecenie dowódcy Obszaru Warownego „Grodno”, pułkownika Bohdana Hulewicza zarekwirowano zapasy miejscowej wytwórni wódek po to, by alkohol w butelkach zastąpić benzyną. Czy to właśnie podczas obrony Grodna powstała nazwa „koktajl Mołotowa”, czy też wymyślili ją nieco później Finowie w czasie „wojny zimowej” z sowietami? Nieistotne. Wtedy te butelki z benzyną miały być skuteczną bronią na niemieckie czołgi. I na Grodno najechały czołgi. Kilkadziesiąt, może nawet setka. Z czerwoną gwiazdą.
Część sowieckich wozów bojowych udało się obrońcom miasta unieszkodliwić tymi „zapalającymi granatami”. Jedną z butelek pochwycił 13 – letni Tadek Jasiński i cisnął nią w czołg. Nie zapaliła się. Czerwonoarmiści złapali chłopca, skatowali i przytwierdzili do frontu maszyny wykorzystując jako żywą tarczę… Tadek umarł śmiercią bohaterską i męczeńska. Jego śmierć i śmierć setek grodnian jest jednym z dowodów barbarzyństwa sowieckiej hordy, która najechała na nasz kraj.
Zdarzenie, o którym wspomniałem opisała w swojej książce pt. „ Jeśli zapomnę o nich…” podpułkownik Grażyna Lipińska, świadek i uczestnik tamtych wydarzeń, wówczas dyrektor szkoły zawodowej w Grodnie. Pozwalam sobie przytoczyć ten fragment książki, bo poruszył mnie on do głębi:
„(...) Ale ja widzę na dalekim czołgu jasną plamę. Nagła, straszna pewność! Głogów! Nie zważam na Dankę, nie słyszę jej krzyku. Śmiercionośna maszyna toczy się naprzód, a ja stępiała na wszystko lecę prosto na nią. Przeraźliwy zgrzyt… czołg staje tuż przede mną. Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowane, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala.
Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – Chcę mamy – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach. Matka umierającego chłopca, zrozpaczona i jednocześnie pobudzona czynem synka, szepcze mu: „Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Śpiewają...”.”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Jasi%C5%84ski
http://pl.wikipedia.org/wiki/Gra%C5%BCyna_Lipi%C5%84ska
fot. Wojska sowieckie w Grodnie
4 komentarze:
Witaj R.,
Miałam okazję być w Grodnie, więc i historię Tadzia słyszałam.
Cześć Jego Pamięci!
Iluż jest takich małych bohaterów wojny, harcerzy i harcerek, szło na czołgi nimieckie z butelkami benzyny. Opowiadała mi o tym moja śp ciocia, która też to samo robiła w Powstaniu warszawskim jako harcerka Szarych Szeregów.
"Oddzielili cie, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?"
&
20. III. 1944 r.
K.K.Baczyński
Pozdrawiam serdecznie
Witaj E.,
dziękuję Ci za ten przejmujący wiersz K.K. Baczyńskiego.
Istnieje też jego muzyczna wersja. Całkiem udana, moim zdaniem.
Pozdrawiam serdecznie
Czcigodny Rzepko
Jako tako wykształcony człowiek wie czym był Związek Radziecki i czym jest jego bękart czyli obecna Rosja Putina. Ale gdy się czyta takie wspomnienia jak to Twoje, dotyczące konkretnegowydarzenia i osoby, przypomina się stare powiedzenie że jedynym akceptowalnym modelem komunizmu jest komunizm warstwowy. Czyli na przemian warstwa komunistów i warstwa wapna palonego.
Pozdrawiam melancholijnie.
Drogi Niedźwiedziu
Noo i to jest słuszna koncepcja! - że tak powiem, powtarzając za klasykiem.
Pozdrawiam serdecznie
Prześlij komentarz