środa, 19 września 2012

O tym, jak w Moskwie żegnano ofiary smoleńskiej tragedii

Po ostatnich ekshumacjach na cmentarzach w Gdańsku i Warszawie oraz odkryciu, że w grobie  śp. Anny Walentynowicz pochowano kogoś innego,  a także po tym, jak wcześniej znaleziono przedmioty w ciele śp. Przemysława Gosiewskiego warto przypomnieć:

Fragment rozmowy Janiny Paradowskiej z księdzem prałatem Henrykiem Błaszczykiem duszpasterzem służb ratownictwa medycznego, który z inicjatywy ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz  towarzyszył w Moskwie rodzinom ofiar tragedii pod Smoleńskiem. Wywiad zatytułowany „Byłem przy każdej trumnie” zamieszczono w „Polityce”- listopad 2010 r.

    „Ksiądz był przy zamykaniu trumien w Moskwie?
 
      Przy każdej.

    Jak to się odbywało, bo ta kwestia też budzi wątpliwości niektórych rodzin?

    Po identyfikacji, potwierdzonej dokumentami podpisanymi przez najbliższych lub osoby przez nich upoważnione, ciało było natychmiast oznaczane nazwiskiem pisanym na pasku. Taki sam pasek był również w dokumentacji. Po modlitwie i pożegnaniu przez bliskich zaczynano przygotowywać ciało do transportu. Ciała były owijane szczelnymi workami, oznaczenie było zarówno na ciele, jak i na worku. Następnie kładziono je na wózku i wywożono na parter instytutu, gdzie znajdowała się sala sprawowanego kultu (tak ją nazywano). Tam stały już trumny przygotowane przez specjalną ekipę, złożoną z żołnierzy i pracowników firmy pogrzebowej wynajętej do tej pracy. Jeszcze raz sprawdzano nazwisko i porównywano je z listą dostarczoną przez konsula. Następnie ciało wkładano do trumny i nie zamykano jej, gdyż musiało się jeszcze odbyć posiedzenie komisji, składającej się z przedstawicieli rosyjskiego ministerstwa spraw nadzwyczajnych, patologa sądowego, polskiego konsula oraz rosyjskiej służby granicznej. Jeszcze raz porównywano dokumenty z opisaniem ciała na worku i wtedy zezwalano na dalszą procedurę transportu, która polegała na tym, że przewożono je do pomieszczenia, gdzie było owijane w jedwabny całun do wysokości trzech czwartych ciała, a następnie otulane całunem, który był wewnątrz trumny, co tworzyło taki kokon.
    Nad każdym z ciał modliliśmy się, odbywało się jego poświęcenie, wtedy też do trumny wkładałem różańce oraz pamiątki, jeżeli rodziny sobie tego życzyły. Były to listy, w tym od dzieci, obrączki ślubne, zdjęcia, pamiątki rodzinne. Wkładałem je między całun a ciało, aby były blisko zmarłego.

    Rosjanie przygotowali dla wszystkich ubrania, czekały gotowe komplety dla mężczyzn i kobiet. Do czego one służyły?

    Dla wszystkich uczestniczących w identyfikacji było oczywiste, że próba ubierania ciał odzierałaby je z godności. Ubrania można było tylko ułożyć na ciałach, czyli praktycznie przykryć je, i to robiliśmy, gdy zwłoki były już owinięte w jedwabny całun. Dopiero na te ubrania nakładany był zewnętrzny całun, stanowiący wyposażenie trumny. Gdy to wszystko zrobiliśmy, trumna była przez polską ekipę komisyjnie lutowana, a potem śrubami przytwierdzano drewniane wieko. Trumny były bardzo solidne, ciężkie, miały wnętrza z blachy cynkowej. Żołnierze przenosili je do samochodu i w eskorcie policji przewożono je na lotnisko. Kultura tych żołnierzy i firmy pogrzebowej była nadzwyczajna.

    Ksiądz żegnał wszystkich w chwili zamykania trumien?

    Mogę powiedzieć, że ze zmarłymi byłem od początku, zanim zaczęła się identyfikacja, aż do chwili, gdy zamykano ostatnią trumnę. Z ostatnimi trumnami wróciłem do Polski.”


***
Pół roku później ks. Henryk Błaszczyk mówił już nieco inaczej.

Rozmowa Konrada Piaseckiego z księdzem Henrykiem Błaszczykiem przeprowadzona  w czasie kiedy coraz częściej zaczął pojawiać się temat ekshumacji zwłok ofiar smoleńskiej tragedii. Kontrwywiad RMF FM pt: „Ks. Błaszczyk: Ekshumacja jest szaleństwem. Jeśli ma się odbyć, to bez pierwszych miejsc na listach wyborczych” – kwiecień 2011 r.

    "A ksiądz potrafiłby tym zaniepokojonym rodzinom zagwarantować, powiedzieć coś takiego, co by je uspokoiło, co by je absolutnie zapewniło i rozproszyło ich wątpliwości, że tam nie może być mowy o pomyłce?


    - Panie Konradzie, nie, bo nie wszystkie ciała znałem. Wiele ciał było zniszczonych, widziałem napisy na ciałach. Widziałem naklejone kartki po rozpoznaniu. Niektóre ciała, te nazwiska wymieniłem prokuraturze. Rozpoznałem po napisie umiejscowionym na ciele a potem przeniesionym na szczególną formę opakowania ciała przed jego eksportą. Nie sposób było być przy każdym ciele.
    - Natomiast też nie znalazłem, co jest ważną przesłanką, jakiejś woli fałszowania tego pierwszego rozpoznania. Nie znajduję też motywu, dla którego Rosjanie, po powiedzeniu to jest ciało tej a tej osoby z imienia i nazwiska, byliby zainteresowani podmianą tego ciała. Wiem, że tam na dole był porządek. Ten ruch ciał od momentu rozpoznania był ruchem uporządkowanym."


Podziel się tym postem

3 komentarze:

Pelargonia pisze...

Witaj R.,

Rzeczywiście, z tym co mówi ksiądz, a tym, co się okazuje, nie ma żadnej zbieżności.
Dlaczego wypowiedzi osoby duchownej mijają się z prawdą?
Wniosek: do ofiar tragedii smoleńskiej dopuszczano wyłącznie ludzi po linii i na bazie, także i księdza.

Pozdrawiam serdecznie

Rzepka pisze...

Witaj E.,

dobrali swoich, to pewne.

Tymczasem jest oświadczenie syna i wnuka Anny Walentynowicz po badaniach we Wrocławiu ciała ekshumowanego w Warszawie. Obaj nie mogą potwierdzić, ale też zaprzeczyć że jest to ich mama i babcia.

Czyli są jedynie pewni, że osoba pochowana na cmentarzu w Gdańsku, to nie jest Anna Walentynowicz.

A gdzie w takim razie została pochowana, jeśli nie w warszawskim grobie Teresy Walewskiej- Przyjałkowskiej?

Pozdrawiam serdecznie

Rzepka pisze...

Ksiądz Błaszczyk zabrał głos:
Błaszczyk o pracy w Moskwie: Rosjanie zabierali ciało, wtedy mogło dojść do zamiany Ks.

 
Copyright © 2014 Pejzaż Horyzontalny | Rzepka • All Rights Reserved.
Template Design by BTDesigner • Powered by Blogger
back to top