Janusz Głowacki, autor scenariusza do filmu o Wałęsie, na pytanie dziennikarza, dlaczego Wajda wybrał akurat jego, odparł: „…może nie miał akurat nikogo lepszego pod ręką…”.
Dużo w tym prawdy, sądząc z zainteresowania, jakie film wzbudza. W innym miejscu wywiadu przyznał, że w jego pracy znalazła się scena erotyczna, ale Wajda jej nie nakręcił. Nie rozumie dlaczego? Otóż Głowacki napisał, zgodnie z prawdą, że Wałęsę w Arłamowie odwiedzała żona i kilka nocy spędzali w jednym łóżku.
Oczywiście, to żadna zbrodnia spać z żoną (wręcz przeciwnie), tylko fakt ten kompletnie ośmiesza mit, lansowany przez tzw. elity, straszliwych warunków internowania Wałęsy. Wajda rozumiał, iż trudno będzie uwierzyć, że esbecy łamali opór „przywódcy strajku” seksem małżeńskim. Choć, jak się głębiej nad tym zastanowić…
Gdy się spojrzy na efekt pracy obu panów, trudno się dziwić, że wyszedł gniot. Nawet najzdolniejszy reżyser nie jest w stanie uratować filmu, gdy scenariusz jest do kitu, a widocznie żaden szanujący się scenarzysta nie chciał maczać palców w tym matactwie, padło więc na Głowackiego.
Cóż, prawda ekranu musi poczekać.
Tomasz Połeć
zdjęcie: Rzepka
Witaj R.,
OdpowiedzUsuńI takie g... kandyduje do Oskara? Śmiechu warte!
Pozdrawiam serdecznie
@ Pelargonia
OdpowiedzUsuńCzcigodna Pelargonio
Przecież czym większe g.... tym pewniejszy Oskar. Ale pod warunkiem że to "tfurczość" nadludzi. Dzieło dwóch gojów praktycznie jest bez szans.
Pozdrawiam serdecznie.
@ Stary Niedźwiedź,
OdpowiedzUsuńTyż prowda:)
Pozdrawiam serdecznie
Drodzy E. i Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńa choćby przykład "W ciemności" Holland świadczy o tym, że ci ubodzy krewni jakoś nie mają farta, mimo iż bardzo się starają, by się członkom akademii oskarowej przypodobać.
Pozdrawiam serdecznie