piątek, 15 maja 2015

Śmierć Grzegorza Przemyka w zapiskach Jerzego Dobrowolskiego

"19-letni Grzegorz Przemyk umarł z kolei przez nieporozumienie. Wyszło to dokładnie w śledztwie. Tu już nie było niewiadomych. Ucząc się stale i doskonaląc, władze doszły do perfekcji w tępieniu przestępstw. Śledztwo trwało długo, bardzo długo, ale mimo że po upływie roku wiele przecież szczegółów zamazało się w pamięci ludzkiej, było majstersztykiem zegarmistrzowskiej wręcz dochodzeniowej perfekcji. Wykryto i objaśniono dokładnie wszystko. Nawet więcej.
Grzegorz Przemyk mógłby żyć, cóż mogą mieć do dziewiętnastolatka organy praworządnej władzy, nic zgoła, ale tak: pił wino z kolegami? Pił. Nosił kolegę na plecach po staromiejskim rynku? Na bosaka? Na bosaka. Wystarczy? Proszę bardzo. A to nie koniec jeszcze.
Od dzieciństwa, o ile nie wcześniej, był pod opieką psychiatry, ponieważ był niezrównoważony emocjonalnie. Zupełnie biernie dał się zaprowadzić do komisariatu milicji, a pan prokurator nawet udowodnił później, w którym miejscu chłopak usiadł.
Wykryli dosłownie wszystko. Który milicjant był bez wąsów i o której godzinie. Czego milicjanci nie mogli powiedzieć, ponieważ byli gdzie indziej. Jak zupełnie nie mogli funkcjonariusze nawet zamachnąć się pałką, jak plątał się w zeznaniach kolega Grześka, który notabene ukrywał się przed milicją, chcąc zagmatwać śledztwo. Kto świadka inspirował. Komu naprawdę była na rękę śmierć niewinnego dziecka i jaką dwuznaczną rolę odegrała w całej sprawie jego matka.
Pobicia, w dosłownym sensie, żadnego nie było. Owszem, być może w windzie sanitariusze przekroczyli nieznacznie swoje uprawnienia, ale nie udało się tego jednoznacznie stwierdzić.
Milicja wyszła w procesie bez zmazy. Już w tym wypadku była zauważalna u nich głęboka troska o publiczny porządek, praworządność i ochronę społeczeństwa. (Później uwypukliła się ta pełna poświęcenia postawa, gdy nie zważając na godziny nadliczbowe, z bohaterstwem i narażaniem własnego życia poszukiwali w nurtach królowej rzek polskich pod Toruniem ciała zamordowanego przez nich ks. Popiełuszki, który — tu wyprzedzam nieco wyniki śledztwa — po pijanemu kąpał się nocą w niedozwolonym miejscu. Sądzę jednak, że z uwagi na dobro Kościoła oraz sytuację materialną poczciwych rodziców księdza, władze zastanowią się nawet nad możliwością anulowania mandatu za to wykroczenie).
Wracając do Grzesia Przemyka. Otóż Służba Zdrowia, którą na pewnym etapie śledztwa próbowano obciążyć tym, że poprzez niedopełnienie przez nią obowiązków służbowych Grzegorz Przemyk przyspieszył swoją śmierć, też w końcu wyszła bez szwanku. Lekarze zasłaniali się tym, że w wypadku śmiertelnego pobicia przez zupełnie nieznanych sprawców i zmiażdżeniu wszystkich organów wewnętrznych człowieka, medycyna jest bezsilna. Sąd w zasadzie przychylił się do tej opinii.
Skończyło się bardzo kontrowersyjnym wyrokiem, skazującym dwóch pielęgniarzy na karę krótkiego pobytu w więzieniu za to, że prawdopodobnie po wspólnym przebywaniu z nimi w windzie szpitalnej pacjent poczuł się gorzej. Zeznania na tę okoliczność różnych świadków były mętne, ale praworządność jest praworządność i kogoś trzeba było skazać. Opinia publiczna z ulgą powitała amnestionowanie obu sanitariuszy.
Tak więc, nie licząc podejrzanego udziału matki chłopca, Grzegorz Przemyk zabił się w zasadzie sam."

***
Tekst Jerzego Dobrowolskiego, niezapomnianego aktora, scenarzysty, reżysera i satyryka powstał w 1984 roku. Pochodzi z książki jego autorstwa pt. "Wspomnienia moich pamiętników" wydanej w 2009 roku przez Wydawnictwo LTW. Teksty artysty zebrał, ułożył i oddał do druku Roman Dziewoński.
O książce Dobrowolskiego tak pisał kiedyś Rafał Ziemkiewicz:
"Właśnie od tych zwierzeń chodzę od kilku dni skołowany, porażony ich prostotą i oczywistością. „Myśmy wszystko zapomnieli". Nie przypominam sobie równie poruszających zapisków z peerelu. Nawet „Dzienniki" Kisiela wydają się przy tym zapisie blade, błahe, bezsilne. Kisiel grzęźnie w szczegółach, kłócąc się z reżimową propagandą brnie w mało dziś zrozumiałe szczegóły. Dobrowolski, ironiczny, cięty w słowach, skrótowy, kondensuje z tego samego materiału istność ustroju, samą esencję tego − pierwsze i nieostatnie brzydkie słowo w tym tekście, ale proszę redakcję o nie poprawianie, inaczej się napisać nie da – tego kurewstwa."

 http://www.rp.pl/artykul/913767.html?p=1

2 komentarze:

  1. Grzegorz Przemyk - pamiętamy!!!
    Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie a Światłość Wiekuista niech mu świeci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj E.,
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń