poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Tester domów publicznych

Włodarze seksbiznesu w Berlinie zamieszczają na swoich portalach ogłoszenia, że poszukują do pracy „testerów domów publicznych”. Trochę już żyję na tym świecie, lecz do tej pory nie słyszałem o takiej profesji. A jest to ponoć praca ciekawa, rozwijająca zainteresowania i – co ważne – niemal stale w ruchu.

Taki tester ma oczywiście sprawdzać jakość oferowanych usług, a także kontrolować, czy w danym domu publicznym panuje czystość i porządek i czy uprawianie seksu jest tam bezpieczne. Czyli berlińskie burdele mają mniej więcej wyglądać tak, jak w naszej rodzimej, acz nieprzyzwoitej piosence śpiewanej na melodię „Prząśniczki”, a zaczynającej się od słów „ Na ulicy Brackiej…”, gdzie wszystko leży na swoim miejscu.

Kandydat musi być wykształcony, najlepiej w dziedzinie biznesu lub hotelarstwa i rzecz jasna, mieć kilkuletnie doświadczenie w wizytach w domach publicznych. Mile widziane jest posługiwanie się obcym językiem. Wysokości wynagrodzenia w ogłoszeniach nie podano. Jednak wydaje się, iż najwłaściwsze byłoby tu potoczne powiedzenie, które mówi, że żeby dobrze zarobić trzeba się nieźle napier…ć. W stolicy Niemiec jest bowiem - według wiarygodnych szacunków - ponad pięćset domów publicznych.

Od piętnastu lat prostytucja w Niemczech jest legalna, to znaczy państwo pobiera z tej działalności podatki, a pracownicy tego biznesu objęci są opieką socjalną. Ale wiadomo też, że prawo w tym wypadku  to fikcja, bo ci, którzy rejestrują działalność gospodarczą są w dramatycznej mniejszości. Niemcy są największym rynkiem dla handlarzy kobiet, najczęściej zmuszanych do świadczenia usług seksualnych i poniżanych.

Kiedy w zeszłym roku, zgodnie z unijnymi zaleceniami, zaczęto w Polsce uwzględniać dochody z seksbiznesu przy obliczaniu PKB, znów odżyła dyskusja na temat: legalizować prostytucję, czy jej nie legalizować. Zwolennicy twierdzą, że skoro działalność ta przynosi ogromne dochody, to państwo też powinno mieć z tego korzyści więc należy ją opodatkować, zaś pracownikom tego sektora przysługiwałyby wtedy świadczenia, takie jak wszystkim.

Przeciwnicy, do których i ja się zaliczam uważają m.in., iż pobierając podatki z niemoralnego procederu państwo samo staje się sutenerem, a z sutenerstwem należy bezwzględnie walczyć. Zalegalizowanie prostytucji nie załatwia także problemu handlu kobietami, które są masowo wywożone ze swoich krajów, a potem zniewalane i wykorzystywane. Bardzo rzadko bowiem w życiu bywa tak, jak w tym dowcipie:
Dzwoni ojciec do córki, która wyjechała zagranicę na studia:
- Co słychać, córeczko?
- Zostałam prostytutką.
- Co takiego?! Jak mogłaś?!
- Ale tato! Słuchaj! Wiesz ile ja mam teraz ciuchów? I studia mam opłacone już do końca. Jeżdżę jaguarem. Siostrę zapraszam do mnie na wakacje, a tobie i mamie wykupiłam wczasy na Majorce. I kupiłam wam jacht, który już tam na was czeka.
- Zaraz, zaraz… to mówisz, że kim zostałaś?
- Prostytutką.
- Aaaa nie, to sorry… Ja zrozumiałem, że protestantką.

fot. screenshot/You Tube
***

Felieton pochodzi z najnowszego wydania magazynu kryminalnego REPORTER

6 komentarzy:

  1. Witaj R.,

    Bomba artykuł. A raczej - seksbomba:-)
    W kwestii seksbiznesu ja też jestem tego samego zdania, co Ty, że prostytucji nie należy legalizować.
    Jeśli chodzi o nasz nieszczęśliwy kraj, wydaje mi się, że legalizując domy publiczne zmuszano by młode kobiety do nierządu. Z braku innych miejsc pracy.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj E.,

    oczywiście, na 100 %, jeszcze jeden argument. Powinienem dopisać, ale za już późno...

    Dzięki!

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. a ten cały burdeltester to państwowa fucha czy prywatna? Chyba ten biznes jest rozdrobniony, więc dziwne byłoby jakby ktoś z konkurencji sprawdzał resztę rynku. To tak jakby "tajemniczy klient" z biedronki sprawdzał tesco.
    Zastanawia mnie też jakim cudem domy publiczne funkcjonują w Polsce? Przecież prawie każdy wie gdzie takie miejsce znaleźć. Tak ciężko wysłać odpowiednią kontrolę?

    OdpowiedzUsuń
  4. Przemek,

    no chyba prywatna, bo ponoć chodzi o jakość usług i stworzenie rankingu burdeli:

    " Chcemy być jak Tripadvisor tylko, że dla domów publicznych. Klient powinien mieć możliwość sprawdzenia opinii, zanim skorzysta z usług danego przybytku. Dziś w ten sposób sprawdza się w internecie hotele przed dokonaniem rezerwacji" - taki cytat z info.

    Może to do jakichś informatorów, przewodników lub serwisów potrzebne? A może ci "burdelarze" mają jakieś stowarzyszenie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za wyjaśnienie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś w Berlinie, albo dopiero się wybierasz, to sobie wchodzisz na stronę takiego serwisu i sprawdzasz, który burdel ile ma gwiazdek - chyba o to chodzi.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń