Wtargnięcie ABW do redakcji „Wprost” pokazało dobitnie jak dalekie są wyobrażenia Donalda Tuska o aferze taśmowej od tego, co myśli na ten temat społeczeństwo. Premier twierdzi, iż najważniejsze jest ustalenie kto za tym stoi, społeczeństwo zaś uważa, że ktoś tu powinien siedzieć. I bynajmniej nie chodzi o podsłuchujących, tylko o osoby podsłuchiwane.
Awantura o taśmy została wywołana przez władzę, która za wszelką cenę chce odwrócić uwagę od istoty problemu, czyli treści rozmów utrwalonych na taśmach. Tusk, prokuratura, a także niektóre media starają się jak mogą, by ludzie odnieśli wrażenie, że podsłuchiwanie rozmów jest jakimś strasznym przestępstwem uderzającym w podstawy państwa. Tymczasem za czyn ten ujęty w art. 267 kk, a konkretnie za uzyskanie informacji do której nie ma się uprawnień grozi grzywna, kara ograniczenia wolności lub w najgorszym przypadku 2 lata więzienia. I jeśli już zostało wszczęte postępowanie w tej sprawie, bo prokuratura może to zrobić na wniosek osoby poszkodowanej, to powinno ono zostać umorzone z powodu niskiej szkodliwości społecznej czynu. Więcej - z tej również przyczyny, że nagranie i upublicznienie tych taśm leżało w interesie społecznym. Pokazało bowiem patologie osób związanych w władzą, o czym wszyscy obywatele mają prawo i powinni wiedzieć. A działanie w interesie społecznym jest przecież jedną z misji niezależnego dziennikarstwa. I tyle.
Czy ktokolwiek podnosił kwestię nielegalnego nagrywania przy sprawie Rywina, taśmach Beger, rozmowie Gudzowatego z Oleksym, czy nagraniach Serafina? Nie przypominam sobie. Nie dajmy więc sobie wmówić, że jeśli ktoś podsłuchał dwóch urzędników państwowych umawiających się na niezgodną z konstytucją polityczną transakcję , to od razu jest przestępcą. Kto tu jest przestępcą?! Mamy do czynienia z klasycznym odwróceniem ról, rzeczą tak charakterystyczną w narracji tej władzy i przychylnych jej mediów. Dla Tuska i jego kompanii „przestępcą” i zagrożeniem jest każdy, kto demaskuje patologiczne poczynania obecnie rządzących „elit”. Mam złe przeczucia, że nękanie dziennikarzy w tej sprawie dopiero się rozpoczęło.
Donald Tusk twierdzi, że w sprawie wizyt ABW w siedzibie „Wprost” konsultował się telefonicznie z prokuratorem generalnym oraz szefem ABW i usłyszał, że funkcjonariusze i śledczy zadziałali zgodnie z prawem i procedurami. A ja myślę, że gdyby zadzwonił do samego siebie, uzyskałby tę samą odpowiedź, tylko znacznie szybciej. Niepotrzebnie więc tracił czas, zamiast spokojnie oglądać sobie w tym czasie Mundial.
Jeśli rzekomo poszkodowany Bartłomiej Sienkiewicz sam ściga „sprawców”, to usankcjonujmy też samosądy. Ta władza przyzwyczaiła nas do wielu absurdów. Jeżeli dziś, nagrany minister spraw wewnętrznych nadal pozostaje na stanowisku i działa w swojej sprawie, bo wykrycie „sprawców” jest jego „ostatnią misją”, to nie zdziwmy się jak jutro gdański sędzia Milewski będzie przewodniczył rozprawie przeciwko Pawłowi Miterowi, człowiekowi, który obnażył patologiczną służalczość tego sędziego wobec władzy. To nic, że sędzia Milewski za karę nie będzie już orzekał w Gdańsku, tylko w Białymstoku. Jeśli nie będzie powodu, aby przenieść tam ewentualny proces, to ta władza powód znajdzie.
I na koniec: uważam, że najlepszym sposobem na zdobycie nagrań przez śledczych jest ściągnięcie ich z You Tube.Na własne nośniki, oczywiście.
fot. screenshot, fotomontaż/Rzepka
Witaj R.,
OdpowiedzUsuńBardzo dobry artykuł:-)
Chociaż odnoszę wrażenie, że ta cała sprawa z wtargnięciem Abwehry do redakcji Wprostu była wyreżyserowana. Nie sądzę, aby Latkowski przechowywał w redakcji taśmy z tak ważkimi nagraniami.
Pozdrawiam serdecznie
Witaj E.,
OdpowiedzUsuńdzięki :-)
Obojętnie gdzie przechowuje, niech upublicznia. Niech się ludziska dowiedzą jak najwięcej o tej władzy
Właściwy punkt widzenia!
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńMamy tu do czynienia z klasycznym przypadkiem złodzieja profesjonalnego, który po złapaniu za rękę, twierdzi, że nie jego ręka.
Pozdrawiam, TF.
Cześć,
OdpowiedzUsuńten złodziej bezczelnie próbuje ludziom wmówić, że kradł ten który go złapał za rękę!
Pozdrawiam